
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami: „Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo.
Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie”.
„Idę do Ciebie Ojcze”. Przedziwna modlitwa wstępowania. Mistrz odchodzi zostawiając swoich uczniów na świecie. Zostawia nas w dziwnym poczuciu bycia na świecie, ale nie bycia ze świata. Mamy wzrok wciąż jakoś utkwiony w niebo, gdzie Nauczyciel znikł nam z oczu, a będąc na świecie czasem tak kurczowo się go trzymamy. Nie jesteśmy ze świata. Z prochu raju jesteśmy i za nim tęsknimy. Chcemy w końcu wrócić do domu… „Nie pragnę, byś ich zabrał ze świata”. Jeszcze nie. Przyjdzie czas kiedy wrócimy. Jeszcze mamy trochę czasu by kochać. Jeszcze mamy trochę czasu by nauczyć się Miłości. Mamy nieco czasu by nauczyć świat Miłości, która była przed jego założeniem, uświęcając świat w prawdzie, czyli w Synu, oddającym codzień życie za nasz świat. „Tak bowiem Bóg umiłował…”