?Cicho! Ukochany mój!
Oto on! Oto nadchodzi!
Biegnie przez góry,
skacze po pagórkach,
Umiłowany mój podobny do gazeli,
do młodego jelenia.
Oto stoi za naszym murem,
patrzy przez okno,
zagląda przez kraty.
Bo oto minęła już zima,
deszcz ustał i przeszedł.
Na ziemi widać już kwiaty,
nadszedł czas przycinania winnic,
i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie.
Drzewo figowe wydało zawiązki owoców
i winne krzewy kwitnące już pachną.
Ukaż mi swą twarz,
daj mi usłyszeć swój głos!
Bo słodki jest twój głos
i twarz pełna wdzięku.
Najpiękniejszy jesteś spośród synów ludzkich,
wdzięk rozlał się na twoich wargach,
Bóg namaścił Ciebie
olejkiem radości hojniej niż równych Ci losem.
Twe szaty pachną mirrą, kasją i aloesem,
z pałaców z kości słoniowej cieszy Cię dźwięk lutni.
Miły mój śnieżnobiały i rumiany,
znakomity pośród tysięcy.
Głowa Jego najczystsze złoto,
kędziory Jego włosów jak gałązki palm,
czarne jak kruk.
Oczy jego jak gołębice
nad strumieniami wód.
Jego policzki jak balsamiczne grzędy,
Jak lilie wargi Jego.
Ręce jego jak walce ze złota,
wysadzane drogimi kamieniami.
Tors jego rzeźba z kości słoniowej,
pokryta szafirami.
Jego nogi kolumny z białego marmuru,
wsparte na szczerozłotych podstawach.
Postać jego wyniosła jak Liban,
wysmukła jak cedry.
Usta jego przesłodkie
i cały jest pełen powabu.
Taki jest miły mój, taki jest mój przyjaciel.
Twój majestat okrywa niebiosa,
a Twojej chwały pełna jest ziemia.
Twoja wspaniałość podobna do światła,
z Twych rąk tryskają promienie,
moc Twoja w nich jest ukryta.
Wyszedłeś aby lud swój ocalić.
Cicho! Oto miły mój puka!
?A On sam dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota.?
Wyszedłeś na drogi czasu, boski wędrowcze, na pielgrzymkę która się nie skończy.
Zgodziłeś się na cierpienia i śmierć by żyć i ożywiać. Wyszedłeś i stanąłeś u drzwi mojego serca bo usłyszałeś moją modlitwę, krzyk nieukojonej tęsknoty; skończonego za Nieskończonym, ograniczonego za Wszechobecnym, śmiertelnego za Nieśmiertelnym. Tęsknoty rodzącej we mnie potrzebę wsłuchiwania się w odgłos Twoich kroków, szept Twoich słów, w delikatne pukanie do drzwi serca.
?Jeśli kto usłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę i z nim wieczerzał, a on ze Mną.?
Panie, Ty widzisz, że nie mogę sobie poradzić z ciężarem samotności czterech ścian mojej własnej izdebki. Jestem ukrzyżowany przez pytania, na które nikt nie dał jeszcze odpowiedzi, czuje ból własnych porażek i niepowodzeń. A jednak pragnę szczęścia, które nie jest przelotną chwilą, które nie przemija.
A kim jesteś Ty, który pukasz do moich drzwi?
Kim jesteś?
Odpowiedzią jest cisza i tylko przez szpary drzwiowych desek muska lekki powiew wiatru.
Kim jesteś?
Ty odpowiadasz: Jestem, tym który jest… Miłością.
Panie, ja ?nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie?, ale właśnie to Ty szukasz mnie, który zaginąłem w niegodności.
Tu spotykam się z Tajemnicą; nie potrzeba słów tylko wzroku utkwionego w Ciebie, zdziwienia się Tobą, zdziwienia się Twoją miłością.
?Zaiste piękny jesteś, miły mój,
o jakże uroczy!
Łoże nasze z zieleni.
W upragnionym Jego cieniu usiadłem
A owoc jego słodki memu podniebieniu.
Sztandarem Jego nade mną jest miłość.?
Ręce przybite do krzyża, byś już nimi nie mógł obejmować cierpiących i przytulać samotnych.
Stopy przybite do drewna byś nie mógł już szukać błądzących i z Dobrą Nowiną docierać do smutnych i żyjących bez nadziei. Byś nie przemierzał świata opowiadając o Ojcu.
Do drewna przybity gwoźdźmi w tym jednym punkcie na ziemi, w dawaniu nagle wstrzymany, ale z sercem rozpostartym rwiesz się ku mnie, zszargawszy kajdany śmierci, niepowstrzymany w Miłości, przebiegasz nieustannie piekła by dotrzeć do mnie z orędziem nadziei.
Za śmierć zawinioną – śmierć niewinna, bo nie miałem powodu by żyć, Ty aby umrzeć, by życie mogło umrzeć za umarłych.
Krzyż, miejsce odpoczynku, miejsce zaślubin. Tam Miłość zrodziła mnie do nowego życia i nowej nadziei. Miłość, której obliczem stało się cierpienie.
Mój grzech zawsze dotyka Miłości, rani serce, dotyka Ciebie a Twoja ?zraniona? miłość rozlewając się krwawi miłosierdziem.
Gdy cierpienie dotyka Ciebie, mnie dotyka zbawienie, wyzwolenie od zła i śmierci, nadzieja na nowe życie.
Stałeś się niewolnikiem krzyża, bo tylko na tej drodze możesz objawić siebie, odkryć przede mną najgłębszą prawdę o sobie.
?Syn człowieczy musi wiele wycierpieć?.
Jesteś miłością, a Twój krzyż jej najradykalniejszym objawieniem. To w tej miłości kryje się podatność na cierpienie i konieczność, to zgoda na bycie zależnym. Musisz cierpieć, bo umiłowałeś mnie cierpiącego. Dałeś się związać dla mnie, który jestem w więzach, byłeś sądzony dla mnie, który jestem winien, zostałeś pogrzebany dla mnie, który jestem pogrzebany.
Jeśli moje drogi naznaczone są krzyżami, to krzyż musi stać się Twoją drogą.
?O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: ?Eloi, Eloi, lema sabachthani?, co się tłumaczy Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił? Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha.?
Bezdenna otchłań cierpienia, krzyk udręki dobiegający z wnętrza ?mroku, który pokrył całą ziemię? to jednocześnie szczyt objawienia niezgłębionej tajemnicy Boga.
Przywalony straszliwą męką, doświadczający przepastnej samotności, obciążony niewyobrażalną głębią cierpienia, wołasz o ratunek. Tak bliski każdemu cierpiącemu w krzyku bólu.
Jednak na dnie cierpienia, opuszczenia i samotności kryje się modlitwa o wybawienie, kryje się nad miłość aż do końca ? ?Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mojego.?
Wchodząc w otchłań cierpienia zstępujesz do korzeni grzechu, mojego grzechu. Bierzesz na siebie moje odwroty aby je przezwyciężyć. Musisz jednak zmierzyć się z całym złem odwrócenia się od Ciebie, jakie zawiera się w grzechu.
Zstępujesz w samo serce cierpienia, w serce jądra ciemności. To właśnie tu, w tym sercu świeci światło nadziei. Musisz zstąpić na samo dno ciemności by odnaleźć źródło światła.
?Cierpienie twe pójdzie w niepamięć, jak deszcz miniony je wspomnisz. Życie roztoczy swój blask jak południe, mrok się przemieni w poranek. Pełen nadziei, ufności, odpoczniesz bezpiecznie strzeżony. Nikt nie zakłóci spokoju, a wielu ci będzie schlebiało.?
Poniżej dna męki krzyża, w środku otchłani twoich cierpień zjawiasz się i stajesz się bliski, pozwalasz się znaleźć.
?Nocą szukałem umiłowanego mej duszy,
szukałem Go lecz nie znalazłem.
Ukochany mój już odszedł i znikł.
Życie ode mnie odeszło, że się oddalił.
Szukałem Go, lecz nie znalazłem,
Wołałem Go, lecz mi nie odpowiedział.
Wstanę, po mieście będę chodził,
Wśród ulic i placów,
Szukać będę ukochanego mej duszy.?
Moje cierpienie, opuszczenie przez ludzi i Boga, otacza Twoje przejmujące milczenie. To miejsce próby mojej miłości. Jeśli jednak miłość przejdzie tę próbę to stanie się miłością, która jest w stanie wypełnić największe przepaści odłączenia, zdolną łączyć najdalsze krańce, trwać mimo wszystko, potrafi żyć nadzieją wbrew wszelkiej nadziei. Taka miłość zawieść nie może.
Na dnie Twojej męki odkrywasz przede mną taką miłość. Wypaloną w ogniu cierpień, które znaczą zenit mojego cierpienia, w ogniu współcierpienia samego Boga, miłość ostała się, wytrwała do końca i wypełniła sobą przepaść grzechu między człowiekiem a Bogiem.
Najczarniejsza chwila dziejów stała się miejscem objawienia się chwały i przełomu, ośrodkiem przyciągania i przemiany, gdzie pośrodku stoi krzyż – ikona nadziei, by nauczyć mnie prawa ziarna, umierania by powstać w nadziei.
Twój krzyż jest wyjściem z sytuacji bez wyjścia. Na nim rozpięte Twoje ciało jak struny lutni wygrywające pieśń o miłości bez granic.
Emmanuelu w umieraniu, od tej godziny już nie umieram sam.
Martwy bracie wszelkiego stworzenia, masz zawsze otwarte ramiona, zawsze otwarte bo przybite.
?Znalazłem umiłowanego mej duszy
pochwyciłem Go i już nie puszczę.
Połóż mnie jak pieczęć na Twoim sercu
jak pieczęć na Twoim ramieniu,
Bo jak śmierć potężna jest miłość,
a zazdrość jej nie przejednana jak Szeol,
żar jej to żar ognia, płomień Pański.
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości,
nie zatopią jej rzeki.?
?Znalazłem Umiłowanego mej duszy, pochwyciłem i już nie puszczę?.
Pociągnij Panie więzami miłości wielu, którzy pójdą za Tobą i wejdą w Twe ślady, przekazując innym żar ognia ? Płomień Pański. Połóż ich jak pieczęć na swoim sercu, niech zawsze będą blisko Ciebie, wsłuchując się w Twój cichy szept miłości. Niech będą święci, by mogli pociągać innych. Bądź im Oblubieńcem, z którym wejdą w najintymniejszy związek ? związek miłości.
Oto Oblubieniec nadchodzi. On, który wszystko trzyma w dłoni. Rozciągnięty na drzewie, wisi ten, który na wodach zawiesił ziemię.
Oświeć mnie drzewem krzyża.
Chryste życie! Piękniejszy od wszystkich ludzi, który upiększyłeś całą ziemię okazujesz się martwy i bez wyglądu. Zasnąłeś snem natury w grobie i z ciężkiego snu grzechu mnie podniosłeś.
Nie opóźniaj się, życie, pośród umarłych.
Przestrzeń krzyża wypełnia cisza między Tobą a mną, jej obecność jest naszym intymnym spotkaniem w ranie miłości. Chcę teraz słuchać tego, co chcesz mi powiedzieć, chce trwać w ciszy, wsłuchując się w niewyczerpany śpiew miłości, mowę krzyża, w tę harmonie bez granic.
?Gdzie podział się krzyż – krzyż stał się bramą?, znakiem przebaczenia i przezwyciężającej cierpienie i śmierć Miłości, źródłem mocy i rozpoczynającej się odnowy całego stworzenia.
??? ??? ???????. ?????? ??, ???????.
Piękny jest Chrystus-Oblubieniec.