Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.
Krzyż. Na horyzoncie miast i wiosek. Na horyzoncie ludzkiego losu. Wpisany głęboko w serce. Krzyże są małe i wielkie, zawsze takie, które potrafimy unieść. Krzyże są widzialne jak starość i schylone plecy. Jak grymas bólu na twarzy chorego. Krzyże są też niewidzialne jak walka z pokusą, własnym charakterem. Nie szukamy krzyża i nie powinniśmy. Sam zjawia się w życiu. Twardy, zimny, szorstki, ciężki, nasz. Choćby wydawało się, że ktoś obok ma lżejszy. Wziąć krzyż to ucałować to wszystko w sobie co go stanowi. Bo nie ma zmartwychwstania bez niego. „Tak jak z krzyża zmartwychwstanie” modliliśmy się przy grobie księdza Jerzego. „Jak z krzyża zmartwychwstanie”, jak z naszego krzyża życie wieczne. Przyjąć krzyż… Myślę o Monice. Ofiaruje cierpienie za dzieci nienarodzone, staje się matką przez adopcje duchową chociaż nie wstaje z wózka. Nie zaprzeczaj kiedy to przeczytasz. Bóg wie wszystko… Myślę o Madzi Buczek założycielce Podwórkowych Kółek Różańcowych Dzieci. Tysiące dzieci modli się dzięki niej, codziennie. Takie owoce daje już tu na ziemi przyjęty krzyż. Reszta w wieczności…
Nie zaprzeczę… Dzisiaj modliłam się o to, żebym potrafiła zaprzeć się samej siebie. Prosiłam Jego, żeby mi w tym pomógł bo sama nie dam rady. Mój krzyż jest coraz cięższy… Jednak wiem, że z Nim dam radę go nieść dalej. Chcę go nieść. I iść za Nim. I ofiarować za dzieci poczęte. One są jeszcze bardziej bezradne niż ja… Podziwiam Magdę Buczek. To dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Kobieta. Przygnieciona przez swój krzyż. Chorobę. Dzielna i mądra. Oddana Jezusowi i Maryi. Ostatnio przeczytałam (albo w Księdze Mądrości, albo w Mądrości Syracha- nie pamiętam już teraz), że w piecu wypala się złoto a ludzi miłych Bogu, w ogniu utrapienia. Wypal mnie Panie w tym ogniu, jeśli to konieczne. Chcę się Tobie podobać. Tylko bądź ze mną. Sama nie dam rady.
krzyż już tak jest pomyślany, że musi być większy od człowieka – krzyż mniejszy od człowieka może być co najwyżej ciężarem albo podparciem/nieporęczną laską
– nawet krzyż Jezusa był od Niego większy, …
Napisał Ksiądz :”Nie szukamy krzyża i nie powinniśmy”… Czasami modlę się do Boga aby przygiął mój twardy kark cierpieniem, chorobą… nie wiem może wtedy moje życie nabierze sensu, będzie cś warte. Więc nie powinnam Go o to prosić?
jeśli będzie potrzebne to przyjdzie jakieś doświadczenie
Krzyż musi być ciężki. Można wtedy się na Nim oprzeć. Trzymać się Go.