Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: ?Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego?”.
Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swoje grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”.
II niedziela adwentu. Już jakoś widać święta. Spirala pośpiechu nakręca się coraz bardziej. Sklepy świętują już od kilku tygodni. A my staramy się trwać, czuwać. II niedziela to także druga cześć odpowiedzi na pytanie jak spotkać Boga? Pierwsza część to czuwanie. Część druga to Głos na pustyni. Jan gromadził margines społeczny. Szli do niego wszyscy pytając co mają czynić. On odpowiadał banalnie. Oddaj drugą suknię jeśli masz dwie, nie pobieraj więcej niż jest Ci nakazane itd. Rób to co w zasięgu ręki, takie adwentowe postanowienia. Przychodzi jednak moment, i Jan go przeczuwa, że to nie wystarcza, że potrzeba czegoś więcej. Idzie mocniejszy ode Mnie. Wyprostujcie drogi. Wyprostuj drogi życia. Bóg przychodzi zawsze najprostszą drogą. To my czasem tak zagmatwamy sobie serce, że trudno nam znaleźć drogę. Wytyczamy ścieżki naszego życia. Ścieżkę do samego siebie. Aplikujemy sobie tanie pocieszenia, żeby nie zajmować się własnymi problemami, staramy się kochać tak, żeby nie bolało. Wytyczamy ścieżkę do naszych bliskich, ścieżkę do Boga. Często pokręcone ścieżki, pełne małych motywacji. Prostujcie wasze drogi. Wyprostuj swoje myślenie, swoje pojęcia. To istota nawrócenia. Nie zmiana czynów, ale myślenia.
Po drugie Jan był Słowem na pustyni. To dziwne miejsce. Izraelici dojrzewali idąc po pustyni. Szli 40 lat choć tę drogę można pokonać w dwa tygodnie. Chrystus wychodził na pustynię. Pierwsi chrześcijanie, którzy chcieli żyć głębiej także wychodzili. Na pustyni trzeba czuwać. To miejsce umierania jakiejś nadziei. I rodzi się pokusa ucieczki. Kiedy zostajesz sam na sam ze sobą wkraczasz na pustynię. Kiedy stajesz twarzą w twarz z Bogiem na adoracji, wkraczasz na pustynię. I rodzi się pokusa ucieczki. Wyjść, czytać, włączyć radio czy telewizor. Byleby tylko nie wytrwać w ciszy. A mimo to pustynia jest ogrodem Boga. Uciekamy bo pustyni nie da się oszukać. Tu nie działa żaden z przyklejanych uśmiechów. „Pustynia kocha nagich” pisał Hieronim. Tych, co nic nie ukrywają, którym nie zależy tylko na dobrym wrażeniu, którzy nie kanonizują samych siebie. Pustynia to także miejsce działania złego ducha, to miejsce jego szaleństwa. Ten, który niósł światło, stał się księciem ciemności, strącony i doświadczający szaleństwa utraty. Produkuje fatamorgany, owoc swojego własnego szaleństwa. Wyczerpany zbliżasz się do czegoś i doświadczasz rozpaczy utraty. Jeśli więc wszedłeś jak Jan na pustynię i doświadczasz tam potępienia, oskarżenia i pogardy to nie spotkałeś Boga. Jeśli doświadczasz rozpaczy to nie spotkałeś Boga, ale oskarżyciela. Bóg odsłania nasze grzechy, zalewając je jednocześnie nadzieją. Szatanowi zależy tylko na prawdzie. Na prawdzie bez miłości. Na takiej prawdzie, która zabije. Jest jednak Bóg, który potrafi czekać. Bóg adwentu, Bóg pustyni. Prostujcie ścieżki na pustyni życia. Pozwól, aby pustynia prostowała Twoje serce. Miej odwagę wyjść i daj się prowadzić.
I część ostatnia. Jan mówi, że chrzci wodą, ale idzie mocniejszy od niego. Jan ustawia w kolejce, mówiąc że przyjdzie lekarz. Za chwilę. To eucharystyczne doświadczenie wskazania. Nam księżom penie daleko do Jana, ale schemat jest ten sam. Każdy kapłan głoszący homilię, kazanie może wskazać na ołtarz i zacytować Jana: Idzie mocniejszy ode mnie. On ma moc zmienić twoje życie. Przyjdzie w komunii świętej, niepozornie, jak kiedyś pośród ludzi nad brzegiem Jordanu. Przecież za chwilę kapłan wypowie: Oto Baranek Boży. Eucharystia jest chlebem na pustyni. Manną dawaną w drodze. Izrael doznając zmęczenia i zwątpienia otrzymuje mannę. Doznaje zdziwienia: Man-hu? Co to jest? W Egipcie były garnki pełne mięsa, a tu jest tylko ten pokarm mizerny. Wyjść z ziemi niewoli, wkroczyć na pustynię oznacza doświadczyć banalności Eucharystii. I nic tak nie zabija ufności jak rutyna. Automatyzm „produkcji Pana Jezusa” i „pożerania”. Bezbożność nas katolików, którzy karmimy się żywym Bogiem i uśmiercamy Go wiarą ani zimną, ani gorącą. Przyjmujemy Boga na pustyni, słyszymy Jego głos w każdej Mszy świętej, wychodzimy z kościoła i wiara się kończy. „Obyś był zimny albo gorący”. Adwentowe czuwanie i nadzieja na spotkanie przychodzącego Boga ma wymiar słuchania Słowa na pustyni, oraz doświadczania smaku manny z nieba. Idzie mocniejszy ode mnie… A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami…
(Korzystałem m.in. z książki: M. Adamski, Przejść pustynię, czyli od rozpaczy do nadziei, Poznań 2006. Obraz: Bartolome Gonzalez y Serrano, Jan Chrzciciel 1612 r.)
Gdy jesteśmy dziećmi rodzice przekazują nam ,że
człowiek z natury jest dobry.Najczęściej mówią także,że
występuje zło,ale ono jest wyraźne i zawsze przegrywa
z siłą dobra.Kiedy wchodzimy w dojrzałość często
wypaczamy obraz drugiego człowieka,pod wpływem własnych
wewnętrznych ran i słabości.Pojęcia stają się wyrazami,
które tracą swój smak.