?Ach Anno, jak mam ci dowieść, że po drugiej stronie wszystkich tych naszych miłości, które wypełniają nam życie ? jest Miłość!? Jest Miłość. Nieskończone oddalenie i bliskość przezwyciężone przez Dziecko. Ktoś się pochylił nam nami. Bóg wypowiedział Słowo, które stało się ciałem, aby pokazać, że miłość zawsze jest konkretna, że ?duchowe wyraża się przez cielesne, wieczne przez historyczne, Boskie przez człowiecze?.
?Kiedy, świadomi przez chwilę
najgorszych rzeczy, do których nasz gatunek jest zdolny,
czujemy dreszcz na myśl, że my tacy sami,
wtedy lęk przebija łupinę umysłu i sięga serca:
nie kwiat, nie delfina,
nie jakiekolwiek niewinne stworzenie,
ale istotę pewną w swojej pysze,
że jest bogopodobna, Bóg
wybrał (z litości dla jej nędznego niedorozwoju),
żeby powierzyć jej
jak gościa, jak brata,
Słowo?.
Tu spotyka się cała rzeczywistość. Bóg i człowiek. I stworzył Bóg człowieka, bo zapragnął się wcielić… Taka jest odpowiedź na ludzkie tęsknoty. Tak Bóg pokazał, że człowiek i Bóg mogą być razem jak było na początku. Bóg przywraca człowiekowi człowieczeństwo i przechadza się z nim po rajskiej ziemi, gdzie czymś nie-ludzkim był grzech jako coś bez-Bożnego. Wszechmoc widać w uniżeniu, znów Bóg wyszedł naprzeciw. Ojciec nie musiał pytać Syna. ?Miłość jest (…) syntezą dwóch ludzi, które się w pewnym punkcie jakby zbiega i z dwojga czyni jedno?. Synteza, która pozwala na stanie się pełniejszym Boga, przy nie czynieniu siebie ?pustszym? człowieczeństwa. Nie ?maleje? Bóg, gdy ?rośnie? człowiek. A wewnątrz ludzkiego bytu możliwe jest spotkanie z Bogiem. To spotkanie, które obiecał Bóg w Ogrodzie. I w nim Bóg ?nauczył się? odpowiadać na ludzkie cierpienie. Kocha więc je przyjmuje, odpowiadając wszystkim, którzy oskarżali Go o nieczułość. Współcierpi bo Miłość od zawsze natrafiała na opór. Ten opór przyjął postać krzyża, który nawraca sens cierpienia, dzięki Synowi, co woła aż do skończenia świata: ?Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią?. A przecież Miłość silniejsza jest niż śmierć i dlatego nawet ze śmierci wyprowadza życie. I przez człowieczeństwo Syna, człowiek jest już na zawsze w sercu Trójcy, w centrum Miłości. Ta Miłość jest na wyciągnięcie ręki, wszędzie tam, gdzie uznajemy Boga dopełniającego człowieka, co znaczy też, że równocześnie Bóg ubóstwia człowieka.
?Człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi Mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością, jeśli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa. I dlatego właśnie Chrystus ? Odkupiciel (…) objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi?. Amor, ergo sum ? jestem kochany, więc jestem.
To jednak jest już całkiem inna historia…
(jeśli chodzi o obraz to nie mam pojęcia kto jest autorem, ale wybrałem go ze względu na prawą rękę Boga Ojca. Prawa ręka, ręka mocy. Co mówi o Wszechmocy Boga ten leżący Syn? Gest pokazania ofiary czy zaproszenia? Aż tyle jesteś wart? I ta dynamika ułożenia postaci Ojca, jakby nachylenie lub zaproszenie do wejścia w tajemnicę. Lewa dłoń jakby odsłaniająca śmiertelny całun, będący jednocześnie szatą Ojca. A może to moja nadinterpretacja?)
Cudna jest ta Historia… Obraz też przejmujący. Poruszający….
Każdy może interpretować ten obraz inaczej. Możemy się w ten sposób uzupełniać, ubogacać.
Mnie on przypomina Pietę. Martwy Syn w ramionach Ojca.
Ojciec opłakujący swoje Dziecko… Samotny Bóg. Bezradny wobec śmierci. Prosze spojrzeć Mu w oczy…
A gest ręki to dla mnie gest zaproszenia. Zaproszenie do dzielenia smutku, żałoby razem z Nim. Do dzielenia Jego bólu.
To takze gest pokazania. Zarówno ręka jak i cała postać Ojca zdają się mówić: Popatrz, to Mój Syn, Moje Dziecko.
Umarł, abyś ty mógł żyć. Chodź. Zobacz. Nie bój się, podejdź bliżej. Chodź, zobacz, zobacz jak cię Kocham.
I zapłacz ze mną….”