„Był wieczór. Najprawdopodobniej 6 kwietnia 30 roku. Jerozolima. W jednym z domów, w sali na górze, przygotowano miejsca do spoczynku w formie tzw. triclinum – trzy kanapy ustawione w podkowę wokół stołu. Na kanapach bocznych mogło usiąść po pięciu mężczyzn z każdej strony. Na środkowej, zwanej lectus medium, były trzy miejsca, w tym najbardziej honorowe, dla Jezusa, w samym centrum. Jedenaście twarzy patrzyło na oblicze Mistrza z tej samej perspektywy, może niektóre trochę bliżej, inne dalej, jedne bardziej z ukosa, drugie frontalnie, ale w sumie podobnie. Tylko jedna, jedyna twarz miała całkiem inne pole widzenia. To jeden z uczniów, siedzący – a właściwie półleżący – najprawdopodobniej po prawej stronie Jezusa, który przechylił głowę do tyłu i trochę w lewo. W ten sposób głowa umiłowanego ucznia spoczęła na piersi Nauczyciela. (…) kiedy człowiek położy głowę na piersi Zbawiciela świata, gdy włosami dotknie Ciała, które za nas zostało wydane, i które będą brać i jeść wszystkie narody, aż do końca czasów, kiedy usłyszy bicie Serca Boga, przebite z nienawiści, a bez końca tryskające miłością – wtedy, dokładnie wtedy, zobaczy cały świat i siebie samego z zupełnie innej perspektywy. (…) Twierdzenie, że energia równa się mc2 jest niczym w porównaniu z odkryciem, że położenie głowy na piersi Jezusa równa się nowe stworzenie. Bo jak wszystkie prawa fizyki biorą w łeb, gdy ciała zbliżają się do prędkości światła, tak ziemia staje się niebem, gdy człowiek kładzie głowę na sercu Pana. To nic, że Jan nie widział twarzy Jezusa, tak jak inni apostołowie. Bo on nie twarz Pana chciał zapamiętać, ale serce, które nie przestanie bić mocą wiecznej miłości. (…) „Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość…”. (…) Oblicze Jana mówi do dziś. Nic więcej nie potrzeba… Poza miłością… Nic więcej…” Ks. Wojciech Węgrzyniak, Twarzą w twarz z Ukrzyżowanym. Jerozolimskie kazania pasyjne, Kraków 2010.
„O Wieczerniku już mówiłem. Zaraz za nim teren opada gwałtownie w dół, w stronę wschodnią, ku zbiegowi trzech dolin (…). Tędy prowadziła droga Jezusa z Wieczernika do Ogrójca. Gdy zakończyła się Ostatnia Wieczerza, Jezus powiedział: 'Wstańcie, idźmy stąd'. Schodząc po tych schodach mówił o krzewie winnym i o latoroślach: przypominał, co jest największą miłością na świecie; zapowiadał Pocieszyciela. (…) Minąwszy narożnik świątyni – ten, na którym szatan kusił Jezusa – gromadka apostołów przeszła na drugą stronę Cedronu. U podnóża góry znajduje się Ogrójec – ogród oliwny, otoczony niskim murkiem. Drzewa oliwne są stare, o pniach grubych, poskręcanych. Niektóre z nich mogły wyrosnąć z korzeni tych drzew, które tu widziały Jezusa. (…) Klękam przed skałą, dotykam jej ustami. Msza się jeszcze nie zaczęła, w kościele pusto i panuje cisza. Tylko przez otwarte drzwi od strony Ogrójca wpływają do kościoła wonie kwitnących czerwono, żółto i fiołkowo drzew… (…) Tu, na tym kamieniu, Jezus stanął w obliczu zła w stanie czystym. Jako człowiek musiał się lękać cierpienia. Ale kiedy przemógł lęk, zobaczył, jak spod grozy bólu dobywają się: nienawiść, wola panowania nad drugim, zdrada, zabójstwa, zgorszenia. Znowu stanął przed Nim kusiciel. Zdawał się szeptać drwiąco: I cóż z Twojej kaźni? Czy sądzisz, że ona ich zmieni? Że staną się inni? (…) Codziennie słyszymy w radio: zginęło dziesięciu ludzi, tysiąc ludzi… A czy zastanawiamy się nad tym, ilu z nich zginęło na wieczność? Ofiarować życie za życie – to bardzo dużo. Ale dać za ocalenie dusz – tysięcy dusz, milionów dusz? Cóż za straszliwy ciężar. Czy jedno ludzkie Ciało, w które oblókł się Bóg, potrafi ten ciężar podźwignąć? Krzyż to przecież najbardziej przerażająca kaźń. Ludzie umierają na krzyżu przeklinając. Umrzeć na krzyżu błogosławiąc i przebaczając… Czy to możliwe? A przecież czy zdolni jesteśmy pojąć, czym jest zatracenie na wieczność duszy, bodaj jednej tylko duszy? Gdyby tak można powiedzieć: Bóg potępiając zadaje sobie najokrutniejszy ból. Bóg potępiając – przegrywa… Przyznaje rację szatanowi… Jak wielkie jest cierpienie, gdy nie możemy ocalić od grzechu tych, których kochamy, a prowadzi on na potępienie. A dla Boga wszyscy jesteśmy najukochańszymi. (…) Gdy krople krwawego potu podziurawiły kamień, przed którym teraz klęczę, Jezus przezwyciężył nie lęk przed cierpieniem, ale pokusę rozpaczy.” J. Dobraczyński, Ziemia Ewangelii, Warszawa 1983.