Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę.
Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie.
Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.
O Bogu, który przycina człowieka drżącą ręką
Rzadko kiedy słyszy się homilię o piekle. Ja osobiście usłyszałam ją pierwszy raz. Kiedyś czytałam ten fragment z Dzienniczka s. Faustyny, który Ksiądz przytoczył. Pamiętam, że zrobił na mnie ogromne wrażenie. Odrzucenie Boga, ciągły wyrzut sumienia, męki zmysłów, towarzystwo szatana…. Szczerze mówiąc nie potrafię sobie tego wyobrazić… I pisać o tym. Człowiek jest wolny. Wolny w Bogu. Kiedy grzeszymy jesteśmy niewolnikami szatana, grzechu. Tymczasem często myślimy, że jest odwrotnie. Mamy wypatrzone pojęcie wolności. Myślimy, że „róbta co chceta” oznacza wolność. Swobodę. Owszem, możemy taką 'wolność' wybierać. Możemy śmiać się Bogu w twarz. On to uszanuje. Ale nie pozwoli drwić z siebie i z przykazań. Będziemy musieli ponieść konsekwencje swoich czynów, wyborów. Paradoksalnie w piekle znają się ci, którzy nie wierzą w jego istnienie. Dlatego tym bardziej trzeba o nim mówić. Przestrzegać przed nim. Nie straszyć, przestrzegać. Mówić o jego realności i prawdziwości.