Jezus przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Jakby Bóg musiał przejść przez to wszystko co w nas pogańskie i zdeformowane, żeby dotrzeć do trądu duszy. Dotrzeć i paschalnie uleczyć wszak Jezus idzie do Jerozolimy, idzie by tam dokonać Paschy… A trąd zaczyna się od nie-czułości. Ciało nie odczuwa, potem gnije i odpada. Śmierć w mękach, odłączeniu, codziennie tracąc siebie. Ile jest w naszym domu takiej nieczułości? Ile zgnilizny? Śmierć następuje powoli. Nowe pokolenie już nie wie co to znaczy czuć… nie potrafi kochać. Współcześni trędowaci, niby w społeczeństwie a poza wszelkimi relacjami,pełni życia a umierający, piękni i młodzi ze zgniłymi duszami. A Chrystus przechodzi obok, trzeba tylko Go wreszcie zauważyć, wrócić i podziękować, by usłyszeć: „Wsta, idź, twoja wiara Cię uzdrowiła”. Ten prawdziwie został uzdrowiony.
Tak… ma Ksiądz rację…
Pozdrawiam