Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów.
Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.
Jest świadectwo wyryte w świątynnym kamieniu. Dowody wiary i duchowości. Piękno i uporządkowanie świątyń gotyku i częsty bezład kościołów współczesnych, które przypominają „sakralny garaż”. Wszystko to odbija wnętrze człowieka epoki. Bogactwo i piękno świątyń oburzające obłudnych Judaszów. „Przecież można to sprzedać i rozdać ubogim”. Ci sami którzy utyskują na bogactwo świątyń, w Rzymie podziwiają bazyliki powstałe ku czci Boga. To także świadectwo wnętrza. Świątynia ciała także oddaje wnętrze. Można po sposobie zachowania określić duchowość. Kładę to na serce wszystkim, którzy wchodząc do kościołów wykonują gest kucnięcia i odgonienia much zamiast ugięcia kolan i znaku krzyża. Kładę to na serce tym kapłanom, którzy odprawiają Eucharystię jakby spieszyli się na obiad. Kładę to na serce odpowiedzialnych za liturgię w jakimkolwiek zakresie. Jeśli nasza ziemska liturgia jest przedsmakiem liturgii niebiańskiej to jak smakuje Msza w kwadrans, w plastikowym ornacie, odprawiana z użyciem wina, którego żaden proboszcz nie postawiłby na stół do obiadu? Piękno i majestat liturgii ma pociągać do Boga, odbijać rzeczywistość nieba.
Jest jeszcze jedna przestrzeń świątynna, miejsce spotkania Boga z człowiekiem. To rzeczywistość sumienia, sanktuarium w którym Bóg mówi do człowieka. W to miejsce także można wprowadzić zwierzęta i wymieniać monetę. Można wprowadzić zwierzęce odruchy i próbować handlować z Bogiem. Przecież każdy na tym procederze zarabiał. Ludzie nie musieli iść ze zwierzętami z daleka, aby je złożyć na ofiarę. Handlarze zarabiali mogąc wykarmić swoje rodziny, a i kapłani dostawali swoją część za wynajem terenu. Interes dobrze prosperował. I tu przechodzimy do pojęcia Kościoła pisanego wielka literą.
W Jeruzalem, w świątyni mieszkał Bóg. Niezależnie od całego brudu targowiska. W Kościele mieszka Bóg, mimo handlu jaki uprawiają wierni i kapłani…
pozwolę sobie przy okazji przypomnieć fragment pasji wg bł. Katarzyny Emmerich:
„Zdziwiona tym wszystkim, otrzymałam objaśnienie, że te tłumy niezliczone, dręczące Jezusa, są to wszyscy ci, którzy w jakikolwiek sposób znieważają Zbawiciela, ukrytego prawdziwie, rzeczywiście i istotnie w Najśw. Sakramencie z bóstwem i człowieczeństwem, z ciałem, krwią i duszą, pod postaciami chleba i wina. Rozpoznałam wśród tych wrogów Jego, wszelkiego rodzaju znieważycieli Najświętszego Sakramentu, tego żywego zadatku Jego nieprzerwanej, osobistej obecności w Kościele katolickim. W uosobionych tych marach widziałam najrozmaitsze rodzaje znieważania Najśw. Sakramentu, począwszy od zaniedbania, nieuszanowania i opuszczenia, aż do wyraźnej pogardy, nadużycia i najohydniejszego świętokradztwa; począwszy od zwrócenia się ku bożyszczom światowym, ku pysze i fałszywej wiedzy, aż do błędnych nauk, niewiary, zaciekłego fanatyzmu, nienawiści i krwawych prześladowań. W tłumie tym znaleźć było można wszelkiego rodzaju osobniki, i to: ślepych, chromych, głuchych, niemych, a nawet dzieci nieletnie.
Ślepych, którzy nie chcieli widzieć prawdy; chromych, którzy, widząc ją, nie chcieli przez lenistwo iść za nią; głuchych, którzy nie chcieli słuchać przestróg Pana i gróźb Jego; niemych, którzy nawet mieczem słowa nie chcieli walczyć za Niego; wreszcie dzieci w towarzystwie światowych, zapominających o Bogu rodziców i nauczycieli, przesyconych rozkoszami świata, otumanionych czczym mędrkowaniem, ze wstrętem odwracających się od rzeczy Boskich, a ginących na zawsze z powodu ich braku. Widok dzieci w tym tłumie największą mi sprawiał przykrość, bo przecież Jezus dzieci tak kochał. Między nimi najwięcej było źle wychowanych i pouczonych, nieuczciwych ministrantów do Mszy św., którzy nie czcili należycie Jezusa w Najśw. Sakramencie. Wina ich spadała po części na nauczycieli i niebacznych zarządców świątyń. Wreszcie z przerażeniem ujrzałam, że do znieważania Jezusa w Najśw. Sakramencie przyczyniało się także wielu kapłanów rozmaitych stopni hierarchii kościelnej nawet takich, którzy sami mieli się za wierzących i pobożnych. Z wielu tych nieszczęśliwców wspomnę jeden tylko rodzaj. Byli to tacy, którzy wierzyli w obecność żywego Boga w Najśw; Sakramencie, czcili Go i stosownie do tego nauczali lud, lecz z tej obecności Boga na ołtarzu niewiele sobie robili a mianowicie nie starali się i nie dbali o pałac, tron, namiot, siedzibę i strój królewski tego Króla Nieba i ziemi, tj. nie starali się utrzymać w porządku i schludności kościoła, ołtarza, tabernakulum, monstrancji żywego Boga; dalej, wszystkich naczyń, sprzętów, ozdób, strojów, wszystkich w ogóle przyborów i rzeczy kościoła, domu Bożego. Wszystko to pozostawiali ci kapłani w opuszczeniu na pastwę pyłu, rdzy, zbutwienia i wieloletniego niechlujstwa, a służbę Bożą, tj. obrzędy religijne odprawiali od niechcenia, opieszale, więc choć jeszcze nie popełniali istotnego świętokradztwa, ale pozbawiali je zewnętrznej godności i blasku Bożego.
Nie było to zaś przyczyną rzeczywistego ubóstwa, tylko ospałości uczuć, gnuśności, niedbalstwa, oddania się marnym rzeczom doczesnym, nieraz także samolubstwa i wewnętrznej śmierci duchownej; a zaniedbanie takie widziałam nawet w kościołach zamożnych i dostatnich. Owszem, wielu było takich, którzy zamiłowani w okazałości światowej, pousuwali najwspanialsze i najczcigodniejsze pamiątki dawnych pobożniejszych czasów, a zastąpili je czczym blichtrem. A to, co robili bogaci przez zbytek chełpliwości i pychy, naśladowali nierozumnie ubożsi z braku prostoty i pokory. Przyszedł mi zaraz na myśl nasz biedny kościółek klasztorny, w którym także stary piękny ołtarz z kamienia przykryto drzewem, naśladującym marmur, co mnie zawsze bardzo smuciło.
Zniewagi te Jezusa w Najśw. Sakramencie zwiększało jeszcze wielu zarządców kościoła, którym brakło na tyle poczucia sprawiedliwości i obowiązku, że ze Zbawicielem obecnym na ołtarzu trzeba przynajmniej dzielić się tym, co się ma, bo przecież On przez śmierć oddał się za nas cały, i cały pozostawił nam Siebie w Sakramencie Ołtarza. Widziałam nieraz, że pod tym względem wyglądało lepiej w mieszkaniach najuboższych, niż w kościele, przybytku Pana Nieba i ziemi. Jakże gorzko smuciła Jezusa ta niegościnność i nieużytość, który Siebie samego dał nam za pokarm? Jakież udręczenie sprawiali Mu tu w Ogrójcu ci wszyscy niedbali Jego słudzy! Przecież nie potrzeba na to bogactwa, by ugościć Tego, który wynagradza tysiąckrotnie nawet kubek zimnej wody, podanej pragnącemu. A On sam jakże spragniony jest za nami! Więc jakże nie ma narzekać, jeśli kubek, podany Mu, jest brudny, a woda ? pełna robactwa.
Taka opieszałość stała się nieraz powodem zgorszenia dla słabych na duchu, przez to ulegały nieraz świątynie znieważeniu, a kościoły stały pustką; kapłani tacy popadali w pogardę, więc wnet też i w sercach wiernych Kościoła zagnieżdżał się brud i opieszałość. Widząc, w jakim zaniedbaniu pozostawiają kapłani tabernakulum na ołtarzu, i oni nie oczyszczali z brudu przybytku serca swego na przyjęcie weń Boga żywego. Ci więc niedbali, nierozumni kapłani byli przyczyną, że Chrystus musiał wchodzić do brudnych, grzechem skażonych serc. Gdy chodziło o przypochlebienie się książętom i dostojnikom świata, o zaspokojenie ich zachcianek i światowych planów, to tacy kapłani znaleźli zawsze czas zająć się tym gorliwie, a tymczasem Król Nieba i ziemi leżał jak Łazarz przed drzwiami, łaknąc nadaremnie okruchów miłości, bo i tego Mu nie podano.”
W świątyni mieszka Bóg, żywy i prawdziwy. Najświętszy. Kościół to JEGO Dom. Niestety to prawda o czym Ksiądz tu napisał. Często obserwuję to w swojej parafii, ale także w innych. Odganianie much zamiast znaku krzyża, odprawianie Eucharystii szybko i byle jak… „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”. Nas też powinna.
Do naszej kaplicy szpitalnej co niedzielę przychodzi odprawiać Mszę św pewien ksiądz, w myślach nazwałam go „Smutny” bo wygląda tak jakby duszę przygniatały mu wszystkie troski świata, aż człowiekowi smutno się robi kiedy na niego patrzy. Nietrudno sobie wyobrazić że odprawiane przez niego Msze też są smutne. Dodatkowo nasza szpitalna kaplica…powiedzmy że nie nastraja do głębszych przeżyć duchowych :)Dawało się w pewien sposób odczuć że kapłan ów nie lubi tego obowiązku. Ale którejś niedzieli w zastępstwie przyszedł inny ksiądz, dużo młodszy. Po raz pierwszy widziałam jak ksiądz skłania głowę każdorazowo wypowiadając imię Jezus, z jakim namaszczeniem i skupieniem celebruje Mszę. Wcale ta Msza nie trwała dłużej niż w inne niedziele, kaplica i plastykowe kwiaty w wazonie te same. Ale niech mi Ksiądz uwierzy ta Msza była przepiękna, czułam się jak w dużym pięknym kościele, i widać było że temu kapłanowi radość sprawia odprawianie tej Mszy. Księżom może się wydawać że ludziom wszystko jedno jak odprawią, że jak krócej to lepiej. Nie jest wszystko jedno, przynajmniej dla mnie. I bardzo dużą rolę odgrywa postawa kapłana, jego zaangażowanie, skupienie, rozmodlenie.
Mnie też nie jest wszystko jedno w jaki sposób kapłan odprawia, celebruje Mszę św. Najświętszą Ofiarę.
Raz pojechałam do sąsiedniej parafii na Mszę, była odprawiana za chorą znajomą. I tam ksiądz sprawował Eucharystię w taki sposób, że miałam poczucie, pewność, że uczestniczę w wielkim Wydarzeniu. Pięknym, potężnym i wzniosłym. Niesamowite doświadczenie!