W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w łonie moim. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.
Przynieść Boga i odejść… Nie narzucać się, nie moralizować. Ksiądz bardzo pięknie mówił o Maryi. Porównywał Zwiastowanie z Nawiedzeniem. A mnie też w tej Ewangelii bliska jest postać Św. Elżbiety. Nie tylko dlatego, że jest moją patronką z sakramentu bierzmowania. (Pamiętam kiedy powiedziałam najbliższym jakie imię wybrałam, mówili, że jak królowa angielska. Odpowiadałam, że jak matka Jana Chrzciciela.) Jednak od jakiegoś czasu jest mi ona jeszcze bliższa. I myślę, że to nie przypadek, że wybrałam jej imię. Dlaczego? Św. Elżbieta była niepłodną, nie mogła mieć dzieci. Jednak Pan Bóg obdażył ją Synem. Ja także nigdy swoich dzieci mieć nie będę. Nie mogę… Ale jednocześnie dzięki Panu Bogu i dzięki zachęcie Księdza mogę je duchowo adoptować. I zamierzam mieć ich bardzo dużo. Sporą gromadkę. I mówię o tym innym. Na blogu i nie tylko. Bronię Życia tak, jak potrafię. I może w ten sposób niosę Boga innym. Bardzo bym chciała…. Pozdrawiam jeszcze przedświątecznie.
Obdarzył oczywiście… Przepraszam za błąd.
Przesłuchałam i ja…
Dziękuję!