Jeden z moich wpisów („Drugi policzek”) ku mojemu zdziwieniu wywołał na różnych forach ciekawe reakcje. W ich obliczu postanowiłem umieścić pewne wyjaśnienia. Do tego ostatnio sporą falę krytyki wywołała decyzja KEPu o zmianie IV przykazania kościelnego, ograniczająca zakaz zabaw do okresu Wielkiego Postu. Nakładając te dwie kwestie, chciałbym najpierw przytoczyć pewną opinię na temat mojego wpisu.
<<?Krzyż możemy tylko przyjąć z ręki Boga, nie wytwarzać go samemu.?
To znaczy, że asceci, święci Kościoła nie mieli racji umartwiając się?
To znaczy, że dobrowolny post i wyrzeczenia nie mają sensu?>>
Otóż należy zdefiniować czym jest Krzyż. Do mnie najbardziej przemawia definicja świętej siostry Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein), pisze ona:
„Krzyż jest pojęciem wspólnym dla tego wszystkiego co nieproszone zjawia się w naszym życiu, co pozostaje, gdy uczyniliśmy wszystko, by oddalić nędzę, chorobę, cierpienia i udręki wszelkiego rodzaju. To, co mimo to zostaje, to Krzyż”.
Prosto i jasno.
Czym innym jest asceza, umartwienie, podejmowanie pokuty za grzechy. Ich sensem nie jest cierpienie (gdyby tak było to ostatecznie moglibyśmy postawić znak równości między Chrystusem a powstańcami Spartakusa, wszak taką samą ponieśli karę). Patrząc na scenę ukrzyżowania, mamy do czynienia z Dobrym Łotrem, który korzysta z obecności Chrystusa w cierpieniu i z tym drugim, który, będąc w tej samej sytuacji, nie potrafi jej wykorzystać dla zbawienia.
Sensem bowiem umartwienia jest zbawienie. Proszę zwrócić uwagę, że Kościół zakazał procesji biczowników w średniowieczu, ale pod okiem spowiednika, zezwalał np. na noszenie włosiennicy (nosiła ją np. św. s. Faustyna). Co więcej, jakiś czas temu ogromną dyskusję wywołała informacja, że bł. Jan Paweł II biczował się. Ten, który napisał setki stron o teologii ciała, który był postrzegany jako papież nowoczesny, miał stosować tę praktykę.
A jednak.
Sportowcy na treningu katują swoje ciało. Pojawia się ból, łzy, cierpienie a jednak podziwiamy ich za poświęcenie, konsekwencje i wyniki. I nikomu nie przychodzi do głowy potępiać tych ludzi. My, jako Kościół walczący, także mamy się ćwiczyć w walce ze światem i samym sobą. Wojsko musi trzymać się w karności inaczej stanie się bezużyteczne. Umartwienie bowiem ma aspekt negatywny tzn. oderwanie się, wyrzeczenie, wyzucie oraz pozytywny tzn. nabywanie cnót, opanowanie, poddanie się Bogu.
„Musimy więc wyrobić sobie to głębokie przekonanie, że nie ma doskonałości, nie ma cnoty bez umartwienia. Jakże bowiem zachować czystość, nie umartwiając zmysłowości, która tak silnie nas pociąga do niebezpiecznych i grzesznych rozkoszy? Jakże zachować umiarkowanie, a nie powściągnąć łakomstwa? Jak ćwiczyć się w ubóstwie, a nawet w sprawiedliwości, nie zwalczając chciwości? Jak być pokornym, łagodnym i miłosiernym, nie ujarzmiając skłonności do pychy, gniewu, zawiści i zazdrości, które drzemią w każdym człowieku na dnie jego serca? Nie znajdziemy ni jednej cnoty, którą można by w stanie natury upadłej wykonywać przez czas dłuższy bez wysiłku, bez walki, a tym samym bez umartwienia”.
Jakie są więc umartwienia?
Umartwienia ciała. Zmysły są jakby oknami, przez które wpada piękne światło lub sączy się trucizna. To, co oglądamy, czego słuchamy zostawia w nas ślad i pracuje głęboko w duszy. Przejawia się to choćby w stroju. Robi się coraz cieplej i czasem w kościołach można obserwować przegląd mody plażowej. Poza tym, że nigdy taki delikwent nie wszedłby do cerkwi czy meczetu, to jest tego jeszcze inna przyczyna. Jest nią odpowiedzialność za drugiego. Umartwienia wzroku potrzebują szczególnie uwikłani w pornografię. Lekarstwem jest tu adoracja. która w swojej formie jest już praktyką umartwienia zmysłów.
Umartwienie ma dotyczyć także zmysłów wewnętrznych tzn. wyobraźni i pamięci. Te obszary także bywają zatrute. Warto więc ćwiczyć je za pomocą tekstów świętych (do istoty medytacji ignacjańskiej należy wyobrażenie sobie sceny ewangelicznej). Ponadto zapomnianą już praktyką była lektora żywotów świętych. Jesteśmy bowiem codziennie atakowani przez informacje z życia celebrytów, którzy często są publicznymi grzesznikami. Łatwo wtedy odnieść wrażenie, że taki stan rzeczy jest naturalny. Kiedyś czytano żywoty świętych, aby przykład pociągał, zostawał w pamięci i rozpalał wyobraźnię. Co byłoby gdyby dziś Ignacy Loyola został ranny i nie miał pod ręką owych świętych żywotów? Zapewne oglądałby telewizję i z pewnością nie przysłużyłoby mu się to do nawrócenia.
Umartwienie władz wyższych czyli rozumu i woli. Rozum został nam dany po to, aby go używać. Tę błyskotliwą myśl należy wziąć pod rozwagę gdy np. w szkole usłyszeć można zdanie „przecież jestem wierzący”. Tak najczęściej uzasadniane jest nieuctwo. Jest to tym ważniejsze, że rozum oświeca wolę i kieruje ją ku dobremu. W tym punkcie należy także zauważyć, że wielu ludzi zdobywa wykształcenie, posiada tytuły naukowe a w dziedzinie wiedzy religijnej pozostają na poziomie pierwszej Komunii świętej. Z drugiej strony tego umartwienia jest pycha rozumu. W końcu wola ma podporządkować sobie władze niższe, szczególnie uczucia. Sama będąc podporządkowana woli Boga, pozwala na kierowanie się ku właściwemu celowi, którym jest ostatecznie zbawienie. W tym punkcie należałoby omówić cała serię pomieszania woli z uczuciami. Najlepszym przykładem tu nazywanie miłości uczuciem.
I na koniec kilka słów na temat modyfikacji KEPu.
Po pierwsze to jasna konsekwencja nauki soboru. Czytamy bowiem w Gaudium et spes: „Wedle jednomyślnej opinii wierzących i niewierzących wszystko na ziemi jest podporządkowane człowiekowi jako celowi i szczytowemu punktowi”. Skoro wszystko jest podporządkowane człowiekowi…
W tym samym dokumencie katolików wzywa się do „współpracy razem ze wszystkimi ludźmi w budowie bardziej ludzkiego świata”.
A ja głupi myślałem, że świat ma być bardziej Boży…
W argumentacji biskupa Mendyka jest tylko argument antropologiczny i to o tyle niebezpieczny, że stanowi o kierunku zmian. Oczywiście nikt nie nakazuje zabaw w piątki, ale prawo ma także funkcję wychowawczą. Pomijam także absolutny brak logiki w takim postanowieniu KEPu, ponieważ z jednej strony lekceważenie przykazania skutkuje jego zmianą, zabawy w piątki mogą się odbywać a jednocześnie zachowana jest wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych. Więc jaki charakter ma piątek? Można iść na dyskotekę, ale o chlebie i wodzie? Można bawić się w dzień śmierci ojca? Nasi biskupi idą wydeptaną od soboru ścieżką, która doprowadziła Kościół na zachodzie na skraj przepaści. Klasyczne równanie w dół. Gubi się bowiem sens umartwienia, prawo zostaje zmienione pod dyktando ludzi.
Jak ocenilibyśmy ustawodawcę, który wnosi projekt mówiący o zniesieniu sankcji za kradzież? Przecież nie nakazujemy nikomu kraść, a ponieważ mnóstwo osób kradnie, więc należy znieść przepis penalizujący kradzież.
I na koniec cytat abpa Fultona J. Sheena:
W dzisiejszych czasach ludzie odwracają się od Chrześcijaństwa nie dlatego, że jest ono zbyt trudne, ale dlatego, że jest zbyt miękkie. Nie dlatego, że wymaga ono zbyt dużo, ale dlatego, że wymaga zbyt mało”.
Gdy przeczytałam informację o zmianie 4.przykazania, chciało mi się płakać. Jak podaje KAI:
„Abp Michalik zwrócił uwagę, że częstym problemem były np.: piątkowe zabawy dla dzieci. – Dziecięca zabawa nie przekracza tego przykazania. Czy mamy więc prawo mnożyć grzechy i nie prostować, lecz komplikować sprawy sumienia? – pytał retorycznie przewodniczący KEP”
Kogo miał na myśli Arcybiskup? Osobami odpowiedzialnymi za piątkowe zabawy byli ZAWSZE dorośli – rodzice i dzieci.
Podejmowanie praktyk pokutnych nie jest potrzebne Panu Bogu, tylko człowiekowi. Cóż, będziemy je ograniczać, ze względów praktycznych, by nie komplikować spraw sumienia?
Pięknie.
Przyznam, że czuję się jak kretynka. Skoro można tak lekko zrezygnować z czegoś, co w pewnym sensie wyznaczało drogę wychowania i przekazywania wiary moim dzieciom.
Był czas, że nieźle obrywało się im (okres gimnazjum, nieco mniej w liceum), za to że uznają takie a nie inne wartości. One wiedziały, że piątek jest dniem Męki i Śmierci Zbawiciela a jest jeszcze sześć innych dni tygodnia, kiedy można chodzić na dyskoteki i „domówki” (prywatki).
Ciekawe, że ich przyjaciele potrafili to zrozumieć i zdarzało się, że z tego powodu organizowali spotkania innego dnia.
Okazuje się, że taka praktyka uczyła wzajemnego szacunku.
Ale co tam, idźmy z duchem czasu.
W zasadzie nie mamy już niedzieli – jest weekend. Mszę św. niedzielną możemy przeżyć w sobotę, bo „ze względów” praktycznych wolimy w niedzielę powłóczyć się po hipermarketach i przekopywać ogródki działkowe.
W piątek pójdziemy na wesele. (Oczywiście po uprzednim otrzymaniu dyspensy na pokarmy. Już nie potrzeba dyspensy na zabawę. Jakaż wielka to dla nas różnica.)
Przepraszam za sarkazm… Chce mi się płakać. Szatan ma z biskupów uciechę. Zrobią wszystko, by chrześcijanie zapomnieli, Kto i za jaką cenę odkupił ich i dał im zbawienie.
Zły wchodzi do Kościoła drobnymi kroczkami, ale jest już w samym centrum . Sięga ołtarza. Wydaje mu się, że może pokonać Boga, tymczasem niszczy człowieka.
RĘKAMI KAPŁANÓW DUCH ŚWIĘTY ZARZUCA SIECI BOŻEJ MIŁOŚCI, A SZATAN RĘKAMI KAPŁANÓW ROZRYWA TE SIECI. Niestety.. 🙁
Księże Tomaszu,
proszę o dobre rozeznanie powyższej strony, która sprytnie zareklamowała się linkiem.
Szczęść Boże.
Jeśli jesteśmy Kościołem walczącym, wierni są żołnierzami a biskupi są dowódcami, którzy… sami psują morale wojska. Czynią go miałkim i rozlazłym. Zamiast trzymać go w karności.
Po drugie jeżeli dla kardynałów i biskupów „wszystko na ziemi jest podporządkowane człowiekowi jako celowi i szczytowemu punktowi” to Kim jest dla nich BÓG??? Kim jest Bog dla tych, dla których to właśnie On powinien punktem szczytowym kazdego działania
Jeśli dla kapłanów przykazania mają być podporządkowane ludziom to może niech zniosą Dekalog, bo tam człowiek jest podporządkowany Bogu i Jego Prawu.
Jesli dla biskupów świat ma być bardziej ludzki, to niedaleko im do zwolenników wszelkiego rodzaju patologi i dewiacji… Oni też swoje przekonania argumentują, tym, żeby było bardziej „po ludzku” a tak naprawdę jest „po diabelsku”…
W piątek umarł Chrystus, cierpiał ogromnie, straszliwie. Za nasze grzechy. A my „dzięki” KEP-owi możemy w tym dniu imprezować, bawić się… Brak słów!
@ „Ufający Bogu” – bardzo mądre pytanie odnośnie tej strony „W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej”
„W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej” – tylko pytanie jakiej Tradycji? To powyższe to Tradycja katolicka? , promowanie Medjugorie to Tradycja katolicka?, promowanie Intronizacji na Króla Polski? to Tradycja? – o dużo można pytać, to po prostu „jarmark rozmaitości”. Różne, różniste „wizje” i „objawienia” Wszystko tam jest wymieszane i naprawdę trzeba mieć sporą wiedzę, żeby to potrafić rozdzielić, co jest zdrową nauką katolicką, a co urojeniem „wizjonerów”, różnej maści „ewangelizatorów”. Każdy komentarz jaki tam się zamieści z uwagami, to jest kasowany.
No proszę i kto to pisze i co poleca? :
http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com
Odpowiedź – pisze i poleca „W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej”
Albo też to:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=BaVyaVsENW4
… propagowane i polecane na stronie podającej się: „W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej”
(…)
http://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2013/05/02/charyzmatyczka-maria-vadia-moj-dziadek-byl-masonem-33-ego-stopnia-swiadectwo/#comment-43624
… pytam? w jakiej obronie Wiary i Tradycji? katolickiej?
Jeden z moich znajomych, były zielonoświatkowiec – w trakcie konwersji na katolicyzm (proszę wzdychnąć w modlitwie za nim) – podesłałam mu ten powyższy link i mi odpisał tak:
„Obejrzalem ale nie do konca, bo nie dotrwalem. Znam to az nadto dobrze. To zielonosw. w wersji hard. Grzech pokuta krzyz, pieklo nieobecne. To nie biblicyzm nawet, ani protestantyzm. To radykalny charyzmatyzm. Emocjonalizm. Biblia to sluzy tylko jako pretekst do wyglaszania swoich kazan. Lanie wody Moze sie starzeje ale mnie to juz nie rusza ale ludziiom w głowach maci”
Odnośnie spotkania na Stadionie z ks. Bashabora to na tej stronie pisze: „JEŻELI NA NASZEJ STRONIE KTOŚ TYLKO RAZ RZUCI SŁOWO JAKIEJKOLWIEK KRYTYKI NA TEMAT TEGO SPOTKANIA Z JEZUSEM NA STADIONIE ? MA DOŻYWOTNIEGO BANA.” – czyli ks.Tonasz Delurski by otrzymał bana za ten wspaniały artykuł który napisał „O niebezpieczeństwie uczuć”