Zakończyłem „Szkołę Słowa” w parafii. Dziękuję wszystkim za ten rok (nie wspomnę o dzisiejszym torcie, serniku, kawie itp 🙂
Wróciliśmy dziś do początków, czyli do zasad metody lectio divina. Bez zbędnych wstępów zamieszczam więc zarys metody.
1. Wezwanie Ducha świętego.
Skoro Pismo święte zostało spisane pod Jego natchnieniem, to oczywistym wydaje się fakt, że należy poprosić o Jego światło w czytaniu Biblii.
a) miejsce
Znaleźć miejsce, w ciszy. Wyłączyć wszystko co może może przeszkadzać, a zaręczam, że podchodząc do lectio divina, nagle cały świat zechce Was nawiedzić i prosić o przysługę. Można zapalić świecę i postawić krzyż lub ikonę. Wszystko to, aby pomóc sobie w stanięciu w obliczu Boga. Jeszcze raz podkreślić tu należy ciszę jako konieczny aspekt metody. Ona jest przestrzenią, w której można usłyszeć Głos. Domyślam się, że czasem będzie to wymagało dużego wysiłku.
b) czas
Wydaje się, że najlepszym czasem jest ranek, ale jeśli ktoś potrafi zachować świeżość umysłu wieczorem czy w nocy, to nie ma przeszkód. W tym miejscu szczególnie polecam odsłuchać część rekolekcji o. Augustyna Pelanowskiego, o Bogu, który chce się spotkać z tobą wtedy gdy nie masz czasu i chcesz spać.
2. Lectio.
Czytać uważnie, wolno, na głos, czasem wiele razy ten sam fragment, wyobrażając sobie daną scenę. Czasem powtarzać słowa, wezwania, czasem podkreślać ołówkiem słowa. Jeśli czytamy na głos (jest piękny fragment „Wyznań” św. Augustyna gdzie dziwi się on czemu, biskup Ambroży, czyta tylko oczami). Zwróćcie uwagę, że czytanie na głos zmusza do przyjęcia tekstu oczyma, obróbce w intelekcie, wypowiedzeniu ustami, usłyszeniu. Sprzężenie zwrotne szczególnie potrzebne dla tych, którzy zmagają się z rozproszeniami. Poza wszystkim Słowo to także modlitwa, więc nawet jeśli masz rozproszenia to diabeł słyszy i drży.
3. Meditatio
Rozmyślanie to nie tylko czynność intelektualna. To bardziej szukanie smaku Słowa niż wiedzy. Sprowadzając medytację tylko do umysłu, możemy popaść w próżne rozmyślanie o rzeczach teoretycznych i tak ominąć to, co powinno być dotknięte Słowem. Dobrym przykładem takiego uniku jest Samarytanka, z którą rozmawia Jezus przy studni.
Czasem wystarczy tylko zamknąć oczy i pozwolić na konfrontacje Słowa ze swoim życiem. Tu może się pojawiać jakiś obraz, osoba, które zbyt łatwo czasem określamy jako rozproszenie. Niekoniecznie musi tak być. To co się pojawia w czasie medytacji może być wyzwaniem i wynikiem medytacji Słowa. Pojawiać się mogą także uczucia. To zaniedbana gałąź modlitwy. Świat kładzie nacisk na uczucia, kieruje się uczuciami, sprowadza do nich miłość. Wydaje się jednak, że zaniedbujemy modlitwę uczuć. Zainteresowanych tą tematyką odsyłam do polecanego już „Zarysu teologii ascetycznej i mistycznej”.
4. Oratio
Modlić się tekstem. Jeśli tekst Biblii jest Słowem, to zakłada Ono rozmowę czyli słuchania (cisza) i mówienia (oratio). Bóg zadaje pytanie i oczekuje odpowiedzi. Modlitwa nie jest w pierwszym rzędzie wytworem człowieka, ale wejściem w modlitwę Ducha w nas, zgodnie ze słowami ??Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą?(Rz 8,26n). Tekst, który staje się modlitwą może mieć charakter dziękczynienia, prośby, przeproszenia, uwielbienia. Doskonałym przekładem takiej modlitwy są słowa Bartymeusza „Jezusie Chrystusie Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Słowa te doczekały się całej tradycji wschodniej określanej jako hezychazm, a nawet książki „Opowieści pielgrzyma”.
5. Comtemplatio
Nie jest to praktyka dla wielkich świętych. Nie jest to także technika, którą możemy opanować. To Bóg sam prowadzi człowieka w kontemplacji. Czasem może to być spojrzenie na wcześniej przygotowany krzyż lub ikonę. To trwanie z Bogiem, przy Jego Słowie. Jak kontemplować Ewangelię?
6. Actio
To wprowadzenie Słowa w życie. Ono musi się stać się ciałem, taki jest cel lectio divina. Ktoś powiedział, że lectio divina to nie technika czytania Pisma, ale sposób życia. Słowo ma przenikać rzeczywistość. Czasem pomaga w tym jakieś konkretne postanowienie jakie wynosimy z lektury.
Trudności:
Na początku z lectio divina jest jak z jazdą samochodem. Koncentrujemy się na tym, żeby sprzęgło nacisnąć, w odpowiednim momencie puścić, wrzucić odpowiedni bieg. Kątem oka śledzimy znaki poziome i pionowe. Tak na początku gubi się sama przyjemność z jazdy. Z lectio divina może być podobnie. Koncentracja na schemacie, na kolejności. To wszystko ważne, ale z czasem stanie się jakby w tle. Nie należy się więc zrażać pierwszymi niepowodzeniami. Nie zawsze będzie jakiś konkretny owoc takiej lektury. Po jakimś czasie objawem zdrowej duchowości jest ciemna noc, w której Bóg się ukrywa nie dając żadnych pociech i widocznych owoców. Ten stan może trwać wiele lat, czego najlepszym przykładem była Matka Teresa z Kalkuty.
I jeszcze jedna,początkowa trudność. Można sobie zadać na wstępie pytanie:
Skoro tekst Pisma się nie zmienia i wciąż wracamy do znanych fragmentów to czemu jeszcze czytać je w ten sposób?
Odpowiem używając porównania zaczerpniętego, z polecanej już płyty – zapisu konferencji ojca Tomasza Kwietnia „Eucharystia i życie”. Otóż wiemy, że istnieją od lat zapisy nutowe utworów Chopina. To jednak zupełnie nie przeszkadza, aby odbywały się konkursy Chopinowskie.
Jak więc uczyć się czytania Biblii metodą lectio divina?
Tylko czytając 🙂
Bardzo dziękuję, że Ksiądz przypomniał o tej metodzie czytania Pisma. Dziękuję 🙂