Przy okazji dyskusji o zmianie IV przykazania kościelnego, naszła mnie refleksja natury głęboko filozoficznej. Rzecz bowiem będzie o rybie.
W piątki obowiązuje wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych (niepoprawnie nazywana postem). Istotą tego dnia nie jest oczywiście tylko nie-spożywanie mięsa. Niemniej, skupiając się tylko na tym, pojawia się kilka pytań.
1. Dlaczego ryba to nie mięso?
2. Jak ustalić granicę między piątkowym „postem” a faryzeizmem?
3. Czy dziś, ryba ma racje bytu?
ad 1.
Autor sprzed lat określa to tak:
„Nie wolno pożywać mięsa, tj. tego wszystkiego, co z natury swej, ze zwyczaju lub z powszechnego mniemania ludzi zalicza się do mięsa; wolno natomiast jeść ryby oraz żyjątka o zimnej krwi, które zwykły przebywać w wodzie, np. żaby, ślimaki, żółwie itp. Co się tyczy pożywania mięsa ptaków wodnych, opinie autorów są podzielone; wobec tego należy stosować się do zwyczaju danej okolicy.
Pod pojęcie mięsa podpada także krew, mózg, szpik kości, słonina nietopiona oraz bulion i ekstrakty z mięsa.
Niedozwolone jest spożywanie rosołu. Przez rosół należy rozumieć wodę, w której gotowane było mięso lub kości.
Wolno używać jakichkolwiek przypraw do potraw, nawet z tłuszczów zwierzęcych, czyli tego wszystkiego, co się w małej ilości dodaje do głównej potrawy, by ją uczynić smaczniejszą. Dozwolone jest zatem używanie masła, łoju, sadła, smalcu, słoniny stopionej itp.; drobne kawałeczki mięsa (skwarki), pozostałe po przetopieniu, wolno spożyć razem z tłuszczem. Przepis o poście jakościowym obowiązuje sub gravi [tj. pod grzechem ciężkim]. Moraliści są zdania, że spożycie potraw mięsnych do 20 gramów jest tylko grzechem lekkim, ponad 60 gramów na pewno grzechem ciężkim”.
Brzmi ciekawie 🙂
Przypomina mi się legendarna dyskusja mnichów czy można zjeść bobra w piątek 🙂
ad 2
Pisałem kiedyś o „dylemacie” piątku. Nie jemy mięsa, ale łososia w kaparach bardzo chętnie. I tu znów dochodzimy do tego, co jest sensem piątku dla katolika. I nagle akademicka dyskusja staje się problemem przy otwarciu lodówki. Może być i tak, że biznesmen (nie będący katolikiem bezobjawowym) w piątek ma spotkanie w interesach. Jest obiad w dobrej restauracji i trzeba zamówić jedzenie. Jest możliwość wyboru i nasz katolik ma problem bo w karcie jest tylko rzeczony łosoś w kaparach czy węgorz w glonach (informacja dla kucharzy nie wiem czy coś takiego istnieje więc proszę nie krytykować 🙂 Dla niektórych będzie to problem skrupułów sumienia, dla innych faryzeizmu, a jeszcze inni utoną w opowieściach, że liczy się tylko miłość.
ad 3
To raczej pytanie do prawników kanonicznych lub teologów moralnych. Każdy bowiem kto robi zakupy wie jakie są ceny ryb. Oczywiście nie tylko rybą stół w piątek stoi, ale podejrzewam, że górnicy na duszonych warzywach nie dożyją końca zmiany w piątek. Jeśli więc mamy do wyboru kupić kilogram mięsa mielonego i odpowiadającą ilość ryby, to cena sprawia, że dylemat piątkowy się pogłębia.
Być może są to mało ważne problemy, ale przy urlopie nie czas na kasandryczne wizje i „nicowanie nicości” Heideggera 🙂
W każdym razie zachęcam do lektury książki „Głodny mnich czyli sekrety refektarza”. Ciekawe spojrzenie „od kuchni” 🙂
Otóż (nie czytać w piątek) przedstawia się np. „menu śniadania, podanego na wsi, z powodu niespodziewanego przyjazdu biskupa z sąsiedztwa:
nóżki cielęce smażone z truflami
indyk z grzybami
polędwica
kaczki w potrawie z oliwkami
karczochy z sosem
bażant
raki
pasztet strasburski
kompoty i krem. Sery. Kawa”.
Dacie się zaprosić? 🙂
Poza tym mnóstwo przepisów, anegdot, historii i wszystko ze smakiem, okraszone m. in. obrazami, które widzicie we wpisie 🙂