Liturgia Słowa pierwszej niedzieli Wielkiego Postu wyprowadziła nas na pustynię. Pierwsze czytanie, nie bez powodu, przeniosło nas do Ogrodu Eden. My, wracamy po tych śladach. My, powstali z prochu i w proch się obracający.
Mówiąc precyzyjniej to Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, więc niejako w Bożych planach jest takie miejsce i stan „osobności”, gdzie musimy zmierzyć się z fundamentalnymi pytaniami.
„Czasem rozsypuje się dekoracja. Poranne wstawanie, tramwaj, cztery godziny w biurze albo fabryce, posiłek, tramwaj, cztery godziny pracy i poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek i sobota w tym samym rytmie: najczęściej tą drogą idzie się łatwo. Tylko że pewnego dnia pojawia się 'dlaczego' i wszystko rozpoczyna się w znużeniu zabarwionym zdumieniem” (A. Camus).
Moment kiedy rozsypuje się dekoracja. To boli i wymaga wysiłku. To może być też szansa na przeżycie pustyni z jej pytaniami.
Rozsypuje się dekoracja. Pomalowane kartony, sztuczne światy i relacje. Wszystko co uznawaliśmy za ważne, staje się teatralną scenografią. Zostajemy sami ze sobą; pustynia ogałaca. I kiedy wszystko już się rozpadnie, zadajesz pytania fundamentalne. Kim jestem? Dlaczego? Dokąd idę? Czy to ma sens?
My wyruszyliśmy w drogę powrotną do rajskiego Ogrodu. Kiedy więc pojawiają się pytania, trzeba zajrzeć do tego miejsca gdzie wszystko się zaczęło.
Wiemy, że jesteśmy stworzeni na obraz (eikon) i podobieństwo Boga. Umieściłem ten grecki wyraz nie bez powodu. Od niego pochodzi wyraz „ikona”, a wiemy, że ikona jest czymś znacznie więcej niż obrazem; że ikonę się pisze, nie zaś maluje. Ikona to wrota do innego świata, stąd w prawosławiu pozostał ikonostas, ściana z ikon, za którą rozgrywają się w Liturgii rzeczy najświętsze. Skoro człowiek jest obrazem (eikon) Boga, to również musi sam być bramą do innego świata. Wejdźmy zatem przez ikonę naszego człowieczeństwa do wewnątrz.
W ewangelii według św. Mateusza mamy podobne zestawienie dwóch cech. Tym razem chodzi o monetę należną cezarowi. Chrystus pyta: „Cuius est imago haec, et supercriptio?” Czyj jest ten wizerunek (eikon) i napis (epigrafe)?
Czyj to wizerunek w duszy? Skoro padło pytanie, możliwe jest, że obraz ten zatracił wyrazistość.
Gdy byłem w Kaplicy Sykstyńskiej, podziwiałem piękny fresk „Sąd Ostateczny”. Nikomu nie trzeba przypominać jego wyglądu. Jest jednak w tym wizerunku coś, na co trzeba zwrócić uwagę.
Piękny, majestatyczny, triumfujący, budzący niepokój. Zwróćcie jednak uwagę na mały czarny prostokąt w lewym dolnym rogu. Jakby zawieszony między sferą ziemi a nieba. To nie kratka wentylacyjna. To fragment fresku zostawiony dla pokazania jaki był stan tegoż malowidła przed renowacją. Wyobraźcie sobie teraz całą ścianę w tym kolorze. Co by zostało z tej sceny? Jakie wrażenie?
Bóg patrzy w duszę i pyta „czyj to obraz”, bo już nie rozpoznaje w nim rysów swojego Syna.
Dalej pyta „Czyj to jest napis?” A więc w duszy jest/było coś wyryte.
„Znam twoje czyny: masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły” (Ap 3,1). Masz imię, którym Cię nazywano gdy byłeś dzieckiem, którym może nazywał Cię, Twój ojciec. Może to imię było złe. Nazwali Cię fajtłapą, nieudacznikiem, odmieńcem. I to imię boli, im bliżsi byli ci, którzy go używali. I niesiesz to imię. Nie potrafisz od niego uciec. Skończyłeś studia, masz rodzinę, ale wciąż masz też tamto imię. Warto mu się przyjrzeć. A może jest tak, że nikt ci tego imienia nie nadał, więc szukałeś na własną rękę. I też idziesz przez świat, ale nie wiesz kim jesteś. „Masz imię, które mówi, że żyjesz, a jesteś umarły”.
Kiedy więc wracasz razem z nami do Ogrodu, przyjrzyj się Ukrzyżowanemu. Pewnie masz ten wizerunek gdzieś nad drzwiami, a powinieneś mieć przed oczami. On mówi wszystko. Każda rana jest obrazem Jego miłości, każde słowo z krzyża przywraca Ci prawdziwe imię i życie.
„Człowieku, pomalował cię Pan, Bóg twój. Masz dobrego artystę malarza. Nie niszcz dobrego malowidła jaśniejącego nie purpurą, lecz prawdą; ukształtowanego nie woskiem, lecz łaską” (św. Ambroży).
Dopiero w tej perspektywie można rozpatrzeć grzech, który niszczy, zamazuje obraz. To prawda, że grzech (w szczególności śmiertelny, zgodne ze swoją nazwą) sprowadza śmierć do duszy człowieka, czyniąc ją przedsionkiem piekła. To prawda, że grzech dotyka samego Boga („Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem i uczyniłem co złe jest przed Tobą”). Przyjrzyjmy się jednak grzechowi, tak jak przyglądaliśmy się kuszeniu Chrystusa na pustyni. Pokusa chleba, bezpieczeństwa i władzy. W sumie rzeczywistości dobre czy neutralne. A jednak pokusa zasadza się właśnie na nich. Diabeł musi ubrać grzech w piękne szaty. Sprzedać nam truciznę w pięknym opakowaniu. Zasadzić chwast na dobrej glebie. Gdybyśmy bowiem widzieli grzech z właściwej (Bożej) perspektywy, wówczas musielibyśmy powiedzieć za świętą Faustyną słowa dramatycznie obnażające obrzydliwość grzechu:
„Wolałabym tysiąc piekieł cierpieć, niż popełnić chociażby najmniejszy grzech powszedni? (Dz. 1016).
Grzech zasadza się na czymś dobrym w człowieku. Pisałem już o tym, że grecki wyraz 'hamartia' oznaczający grzech, oznaczał także nietrafienie do celu przez łucznika. Piękna analiza grzechu. Pragniemy Dobra, Prawdy, Piękna, bo to zapisał w nas Bóg. To nasz obraz i podobieństwo. My je zamazujemy przez to, że chybiamy celu. Młodszy syn chciał być niezależny i odszedł uśmiercając ojca. Cel był może i słuszny, ale wylądował w chlewie. Chcemy dobrze, a wychodzi jak zawsze. Bodajże Marshall napisał, że marynarz idący do burdelu szuka Boga, tylko o tym nie wie. Ryzykowne?
Jeśli przypatrzeć się grzechowi, to wyraża on za czymś tęsknotę. Jeśli upadasz w jakiś grzech i to się powtarza, spróbuj spojrzeć głębiej. Przygotowując się do spowiedzi nie rób rachunku sumienia na zasadzie wyliczenia co się nie udało. Do spowiedzi trzeba dojrzeć. To ciekawe słowo. Dojrzewanie oznacza zobaczenie czegoś np. przyczyn, ale jest też synonimem dorosłości. Dojrzeć do spowiedzi, zrobić dojrzały rachunek sumienia to znaczy znaleźć przyczynę. Tym różni się wychowanie od tresury. Można wykazać grzech i z ambony czy w konfesjonale go piętnować i ma to swoją wartość. Niemniej idąc głębiej należy tego unikać. Może się bowiem okazać, że po latach takiej tresury, wypowiadania zaklęć „stój”, „siadaj”, „śpiewaj”, „nie jedz mięsa w piątek”, „słuchaj rodziców”, „żadnej prezerwatywy”, „chodź do kościoła” taki człowiek odejdzie od Boga. Bo cóż to za Dobra Nowina, gdy słyszysz, że wszystko co lubisz jak zakazane, czego nie lubisz jest nakazane. A i tak prawdopodobnie ci się nie uda i wylądujesz w piekle. Ewentualnie załapiesz się na ostatnie miejsce w czyśćcu i będziesz tam cierpiał długie wieki w ogniu. Dojrzałe przeżywanie swojej wiary zakłada dojrzenie czegoś/Kogoś więcej. Dojrzałe przeżywanie własnej grzeszności także pozwala dostrzec Kogoś.
Świnie nauczyły młodszego syna czym jest grzech. One mu też przypomniały, że jest dom Ojca, a on sam jest dziedzicem. Głód, który odczuł po upadku zmusił go do drogi powrotnej.
To nasza sytuacja, przecież wracamy do Ogrodu.
Jeśli jesteś na etapie rozsypania się dekoracji i motyw ten powraca stale, to warto się nad tym zastanowić. W tym momencie masz dwa wyjścia. Możesz stać się cynikiem i wycisnąć z życia wszystkie soki nie licząc się z nikim i z żadnymi konsekwencjami. Zażywasz wszelkich przyjemności, ale one w końcu stają się obłędem. Przyjemność bowiem jest związana z ciałem. I kiedy nie dostrzegasz, że masz także nieśmiertelną duszę, zaczyna się schizofrenia. Człowiek jako jedność nie może znieść rozdarcia. Mówi się, że największy odsetek samobójstw przypada na kraje bogate. Im większe pożądanie przyjemności, tym mniejsza satysfakcja. „Przewracasz kartki życia, ale nigdy nie czytasz jego księgi” (abp Sheen).
W wieku średnim ten stan się pogłębia. Znasz cenę wszystkich rzeczy i nie znasz wartości żadnej z nich. Zaczynasz obwiniać świat, gdybać. „Gdybym miał inną żonę, byłbym szczęśliwy”, „Gdybym miał inną pracę”, itd. Gonisz za fatamorganą na pustyni aż dopadnie cię śmierć (por. abp Sheen, Wstęp do religii). Czy więc przyjemność jest czymś złym?
Jeśli jest godziwa, oczywiście że nie. Istnieje jednak różnica między przyjemnością a radością. Radość nigdy nie zmęczy, nie sprawi, że drugiego dnia obudzisz się z bólem głowy. Nie ma dla niej miary, bo nie można zmierzyć np. radości płynącej z dobrej spowiedzi i czystego sumienia.
Wyjście drugie w obliczu rozsypanej dekoracji, to korekta kierunku, zwana nawróceniem. Może szukasz, ale nie tu gdzie trzeba. Jeśli bowiem jesteś szczęśliwy, to czas jakby płynął szybciej. Im jesteś szczęśliwszy, tym jakby czas się skracał i przytomniejesz ze słowami „Ojej, to już? Jak ten czas szybko leci”. Jest tak dlatego, że szczęście tak naprawdę jest związane z wiecznością. I wiemy o tym, musimy sobie tylko to przypomnieć. Wszak nosimy w sobie pamięć szczęścia raju. Dusza jest w pewien sposób nieskończona, ciało i świat materialny są ograniczone. Stąd wynika duża część rozczarowań. Zauważ, że najbardziej nasycają rzeczy niematerialne. Jeśli kochasz i jesteś kochany, nasyca cię to bardziej niż luksusowy jacht. To mówi i przypomina o pragnieniu jakie wynieśliśmy z Ogrodu. Jeśli chodzisz w cieniu, oznacza to, że jest też światło. Nic mniejszego od Boga nie zaspokoi twojego głodu nieskończoności, nieśmiertelności, bezpieczeństwa. Dręczy cię pamięć nieskończoności… Ciało ma swój rodowód i swoją ojczyznę. Własne tęsknoty. Dusza także, stąd nie ma między nimi zgody po złamaniu jedności człowieka jakim jest grzech pierworodny.
Nie nasycisz duszy strąkami. Cieszysz się pięknem świata, a to tylko odblask Piękna. Dusza ma nieskończone przestrzenie i kiedy znajdziemy się w niebie przez całą wieczność nasycać się będziemy Bogiem i nigdy nie będziemy mieli dość. „Bóg, który jest w ukryciu odda tobie”, pisze ewangelista. Jak dobry ojciec zastawił pokój zabawkami i dał je nam. I patrzy z ukrycia, czy będziemy Go szukać. Czy zapytamy o Tatę. Jeśli więc upadasz, to może być to znak, że tu nie ma doskonałego szczęścia. „Każdy zawód, każda ziemska nadzieja, która legła w gruzach, wszystkie sfrustrowane żądze cielesne wskazują na Boga. Możesz przyjść do Boga nie tylko poprzez bycie dobrym człowiekiem, lecz – gdybyś to wiedział – dzięki serii poniesionych klęsk” (abp Sheen). Paradoksalnie to nasze grzechy nas poprowadzą do Boga niejednokrotnie szybciej niż nasze cnoty. Bóg mówi do nas nie tylko w Biblii i sumieniu. On także przemawia w naszych uczuciach, marzeniach, a w cierpieniu krzyczy. Dojrzale przeżyć grzeszność to stanąć z dala i bić się w piersi. Zupełnie inaczej niż faryzeusz. On był pełen cnót, ale zupełnie bez Boga. Celnik był pokorny. I nie jest wcale dziwne, w kontekście naszych rozważań nad mądrością popiołu, że pokora (humilitas) bierze się od słowa 'humus', oznaczającego ziemię. Najpiękniej odkrył to i zapisał św. Augustyn. Ten od niespokojnego serca, które znalazło spokój dopiero w Bogu. Błądził, grzeszył, szukał, znalazł i odpoczął.
Jeśli więc podsumować i wyciągnąć wnioski praktyczne to:
1. Zajrzyj do „Wyznań” św. Augustyna. Znajdziesz tam świadectwo życia człowieka, który zrozumiał to, co ja nieporadnie usiłowałem tu zamieścić. Poza tym wstyd tej książki nie przeczytać tak po prostu.
2. Robiąc rachunek sumienia i przygotowując się do spowiedzi, zwróć uwagę na grzechy, które wracają. Przyjrzyj im się. Na czym się zasadzają? Co wykorzystują? I w końcu co ta tęsknota mówi o tobie.
3. Jeśli jesteś na etapie „rozsypania dekoracji”, to potraktuj ten czas jako zaproszenie, nie karę zesłaną przez Boga. To być może zaproszenie do Prawdy. Do dojrzałości w rozumieniu, o którym pisałem. Do zmiany postawy z tresury do wychowania.
4. Nazwij swoje głody. Szczególnie, gdy do tej pory jadłeś strąki. To nie jest tak, że tylko ty idziesz po pustyni do Boga. On także wyszedł na to przeklęte miejsce. On też spotkał diabła. On także był kuszony.
5. Przyjemność jest przede wszystkim na poziomie ciała.
Radość jest przede wszystkim na poziomie psychiki.
Szczęście jest przede wszystkim na poziomie duszy.
4:30 a ja po dwukrotnej lekturze tych rozważań siedzę i myślę…
Ja też… w nocy przeczytałam i rozmyślałam. I jeszcze będę… Jest o czym rozmyślac.
To prawda, nie nasycę duszy strąkami. Ona potrzebuje prawdziwego światła, a nie tylko odblasku, choć sama często zmaga się z ciemnością.
Dziękuję za ten tekst, jest bardzo budujący.
Dziekuje+++