Pan Bóg rzekł do Abrama: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i Ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi”. Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot.
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło.
1. 6 dni
Czytanie w lekcjonarzu pomija początek tego rozdziału ewangelii. Nieszczęśliwe to skrócenie powoduje, że tracimy kontekst. Przemienienie bowiem ma miejsce szóstego dnia od wyznania Piotra „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”, oraz od zapowiedzi męki i zmartwychwstania.
2. Przemienił się
Użyty tu czasownik (od greckiego metamorfoo) jest w aoryście stronie biernej (został przemieniony). Podkreśla to Boga jako sprawcę przemiany. Samo słowo jest złożeniem z dwóch słów. Przedrostka 'meta' (meta-bolizm, meta-fizyka, meta-fora), oznaczającego zmianę. Oraz słowa „morfe' (morfo-logia), oznaczającego kształt, formę. Może to być forma zewnętrzna, fizyczna. Tak jak rozpoznajemy naszych bliskich po kształcie twarzy. Może to być kształt myślenia. Tak tego słowa używa św. Paweł. Tam gdzie rozpoznajemy czyjś sposób (kształt) myślenia. W końcu może to być sam sposób istnienia (hylemorfizm). To rozumienie zakłada najgłębszy sens.
Hymn chrystologiczny św. Pawła używa tego terminu na oznaczenie sposobu Wcielenia. Jest on na tyle problematyczny, że poświęcimy mu chwilę. Biblia Tysiąclecia podaje tak:
„On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi”.
Podkreślenia wyrażają użycie omawianego słowa. Trudność natomiast znajduje się w owej „sposobności”, z której nie skorzystał Syn. Wygląda na to, że (niech mi Bóg wybaczy dosłowność), Ojciec ogłosił konkurs ba Drugą Osobę Trójcy i Syn „nie skorzystał ze sposobności”. Nie wziął udziału w promocji. Dlatego tzw. Biblia Praska podaje: „On to, istniejąc [od wieków] w postaci Boga, nie uznał za stosowne korzystać ze swej równości z Bogiem?. Nieco ratuje to sytuację Syna Bożego 🙂
Wracając jednak do Przemienienia. Kenoza (uniżenie) Syna polegała na zmianie owego sposobu bycia, przez przyjęcie ludzkiej natury (oczywiście trzeba mieć tu z tyłu głowy wszelkie precyzyjne wyrażenia chrystologiczne starożytnego Kościoła). Dzisiejsza scena to ukazanie postaci Bożej, aby uczniowie mogli już tu na ziemi zakosztować tego co nazywamy przebóstwieniem. Święty Paweł rozumiał tę prawdę ponieważ używa on tego słowa na oznaczenie przemiany uczniów (por. Rz 12,2; 2Kor 3,18).
Przemyśl:
1. Przemienienie miało miejsce szóstego dnia. Dokładnie tak, jak stworzenie człowieka. Jest więc w tej ewangelii coś z nowego stworzenia. Z człowieczeństwa, które będzie oglądać Boże oblicze. Oczywiście jest tu aluzja do przebywania z Bogiem w niebie po śmierci (temat samej śmierci pojawi się w kolejnej odsłonie 'Mądrości popiołu'). Tam będziemy oglądać Boga twarzą w twarz, bez żadnego zawstydzenia, powtarzając za Piotrem ?Dobrze, że tu jesteśmy!” . Taki jest też wydźwięk owych namiotów:
„Nie zobaczę już nikogo spośród mieszkańców tego świata.
Abram musiał wyjść z ziemi rodzinnej. My musimy wyjść z namiotów naszych ciał. Stąd nierozumną propozycją była zapowiedź Piotra o postawieniu trzech namiotów.
2. Obłok
Dosłownie trzeba przełożyć: „Chmura świetlista zacieniła ich”. Oczywiście sam motyw chmury w teofaniach to nic nowego. Tu jednak mamy do czynienia z pewną drobną a jednak znaczącą różnicą. Otóż mamy tu chmurę, która jest świetlista (!) i co więcej ta świetlista chmura ocienia ich. Bowiem w jasności Boga wszystko może stać się ciemne. Zapytajcie Jana od Krzyża… Im bliżej Boga, tym ciemność jest większa. Spodziewalibyśmy się odwrotnej reakcji, a jednak. Blask Boga jest tak wielki, że nawet najdrobniejszy pyłek grzechu w duszy człowieka rzuca nieskończony cień. Dlatego idąc do Boga człowieka przeżywa ciemne noce ducha i zmysłów.
3. Twarz
„Twarz Jezusa lśniła jasnością jak słońce. Słońce daje światło, daje życie, daje energię. Oblicze Boga jest nam potrzebne, by nie nosić masek. Jest to jedyne Oblicze, przed którym nie udaje się udawać kogoś innego, niż się jest naprawdę. Gdy Jego oblicze zajaśniało jak słońce, upadli na twarze. Gdy Jego oblicze się wzniosło, zakryli własne oblicza, a potem, gdy wznieśli swe oczy, pozbawieni lęku, nie widzieli już nikogo, samego Jezusa jedynie. Nie widzieć nikogo poza Bogiem!
Oblicze człowieka jest ekranem duszy. Maluje się na nim wszystko, co jest wewnątrz. To jedyna część ciała, która nigdy nie jest okrywana, a jednak najwięcej ukrywa. Nawet na ręce zakładamy rękawiczki, ale na twarz nie zakładamy żadnego pokrowca. Ona musi być odsłonięta i z tym jest problem, bo na niej wszystko widać, co ukryliśmy w sobie nie tylko przed innymi, ale też i przed sobą. Uczucia, myśli, przeczucia, nastawienia i przede wszystkim duch, jaki nami rządzi, ujawnia się to wszystko w spojrzeniu, układzie ust, mięśniach, brwiach, kolorze policzków. Zniewolony ucieka ze wzrokiem albo patrzy bezczelnie. Jego oblicze jest ściągnięte, napięte, wywołuje w innych stres, lęk, pożałowanie lub odrazę.
(…)
Chrystus odsłania swoją twarz, byśmy patrząc na nią, mogli zobaczyć swoją już bez lęku. Potrzeba nam objawienia Boskiego oblicza, by odzyskać własną twarz. W odkryciu wszechmocy Boga najbardziej pomaga człowiekowi odkrycie własnej bezsilności. Nie trzeba nam też niczego innego szukać oprócz Tego, który nas odnalazł. Po olśniewającym objawieniu się oblicza Jezusa, uczniowie podnieśli swoje zabrudzone oblicza z ziemi. Podnieść twarz z ziemi, z upadku, bez lęku, oto skryte marzenie każdego z nas. Przestać się wstydzić siebie samego. Niewolnik nie ma oblicza, ma maskę, pod którą musi ukrywać swoje wstydliwe prawdy. Jezus wybawia ludzką twarz z lękliwego wycofywania się. Pozwala podnieść nam głowę, może nie z dumą, ale na pewno z godnością. Gdy więc mówi do Apostołów, by się podnieśli i przestali bać, to brzmi to jak manifestacja uwolnienia dedykowana całemu rodzajowi ludzkiemu” (o. Augustyn Pelanowski).
Powiem z perspektywy malarstwa 🙂 a może nie tylko. Otóż jeśli chcemy podkreślić, że jakaś rzecz znajduje się w świetle, malujemy ją ciemną, czarną prawie. Zresztą można to zaobserwować w naturze. Przypatrzmy się np. postaci, która stoi w pełnym świetle, „pod słońce”. Postać ta będzie czarna. Nie będziemy widzieli rysów jej twarzy ani nawet koloru ubrania. Tylko ciemny kształt. Być może podobnie było z Apostołani. Nie wiem :), może.