Popiół zawiódł nas (zwróćcie uwagę na dwuznaczność tego słowa) do Ogrodu. Ci, którzy się spodziewali Adama i Ewy, zawiedli się. Tam występował nieposłuszny człowiek, pyszna kobieta i drzewo. Tu jest Chrystus, Maryja i Krzyż. Proch zaprowadził nas do ogrodu Zmartwychwstania. To, o czym pisałem grzech, tęsknota czy sama śmierć, to wszystko krzyżuje się (to także ciekawe słowo w tym kontekście) w ogrodzie Zmartwychwstania.
Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi, w tym leży źródło naszej tęsknoty. Lecz On nie pozostał zimnym architektem, patrzącym z daleka na to jak dzieło Jego rąk rozsypuje się w popiół. Sam stał się kruchy jako człowiek (tak, że można było Go zabić) i jako Eucharystia (którą można zlekceważyć w najdrobniejszym okruszku). On zasmakował prochu ziemi upadając na twarz w Getsemani. On zasmakował prochu uderzając twarzą o ziemię pod ciężarem krzyża. W końcu, po śmierci, umieszczony w ogrodzie, wrócił za nas (tak jak za nas umarł). Wprowadził nas do Ogrodu. To nie myśmy szli przez ten Wielki Post, to On nas niósł.
Popiół ze Środy Popielcowej tylko o tyle ma sens, o ile mamy świadomość, że pochodzi z palm Niedzieli Męki Pańskiej.
(obraz: Bartolomeo Suardi, Bramantino, Chrystus Zmartwychwstały, ok. 1490,
muzeum Thyssen-Bornemisza, Madryt)
Jezus też wielu zawiódł. „A myśmy się spodziewali”. Spodziewali się Mesjasza bez krzyża, tryumfującego. Który wyzwoli żydów spod Rzymskiej okupacji. I wciąż oczekują… My już nie czekamy. Znaleźliśmy. A właściwie On nas znalazł. Proch, który niegdyś ulepił. I niósł nas, jak Ksiądz pięknie napisał, do ogrodu zmartwychwstania. Przez Ogród Oliwny, krzyż, do zmartwychwstania. Miłość Go tam zawiodła. Miłość do nas. Do prochu.
… z prochu powstałeś i w proch się obrócisz…
a jednak nie cały umieram…
Piękna jest ta podróż choć niełatwa.
Ogród Zmartwychwstania, gdzie krzyżują się moje plany i moje ego wart jest tej podróży…. z Panem Bogiem…
Dziękuję.