Kolejna noc i kolejny obraz Caravaggia. Schwytanie Chrystusa to, jak zwykle u mistrza, nie tylko obraz sceny z Ewangelii, to medytacja. W tym obrazie prowadzi nas sam Caravaggio. Uważa się, że jest to kolejny z jego autoportretów. Umieścił siebie jak zwykle w mroku.
Ten mrok jest jednak rozświetlony. Po pierwsze to oczy Caravaggia. W całej tej scenie nie wiadomo skąd pada światło, jakby mistrz chciał, żeby padało dokładnie tam, gdzie powinno. Jego oczy są rozświetlone, on tak widzi tę scenę z Ewangelii. I, jeśli się dobrze przyjrzymy, jego oczy są oświetlone bardziej niż może na to wskazywać blask kaganka, który trzyma w ręku i unosi nad głową żołnierza. Chociaż on sam pozostaje w ciemności (o czym pisałem wcześniej), jego oczy doskonale widzą czym jest zdrada Chrystusa. Drugim elementem jest jego dłoń, oświetlona kagankiem. Dłoń, której palce ułożone są w geście trzymania pędzla. Niewątpliwie zatem, sam Caravaggio będzie nas prowadził w czytaniu tego obrazu.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten obraz, miałem wrażenie fali rozbijającej się o brzeg. Od prawej strony obrazu do lewej przetacza się fala, która uderza Jezusa. Fala tak potężna, że Chrystus traci równowagę. Podejrzewam, że gdyby ustawić tę scenę w rzeczywistości, postać Chrystusa upadłaby. Znów ciemność zdaje się dominować, spychać Chrystusa na bok. To przecież opowieść i o naszych czasach. Zepchnąć Chrystusa na boczny tor, do sfery prywatności. Zostawić wiarę w szatni ministerstwa. Nie przejmować się wiarą, sprawdzać tylko procedury. To przecież dzieje się na naszych oczach.
Judasz zbliża usta w pocałunku – ukąszeniu. Chrystus nie broni się, nie patrzy Judaszowi prosto w oczy jak u Giotta. On zamyka oczy, bo Baranek nie może widzieć zła. Zupełnie jak u Fra Angelica.
„Bóg odnajduje w nas taką istotę, jaką nam dał, a więc spojrzenie to jest wolne od rozważań nad naszym grzechem” (Jean-Miguel Garrigues). Choć spada na Chrystusa całe zło, On w pewien sposób go nie widzi. Zamyka oczy. Widzi nas takich, jakimi jesteśmy w Jego zamyśle od początku. Nie grzech jest w nas najważniejszy. Wszystko opiera się na tym spojrzeniu, które Fra Angelico zarysował spod przepaski, a Caravaggio ukazał przez twarz Chrystusa. Grzech jest czymś realnym, co uderza Boga jak dłonie u błogosławionego Fra Angelico, lub co przybiera kształt fali uderzającej w Chrystusa jak u Caravaggia. Lecz w obu przypadkach zło nie może pokonać Boga (Judasz ma namalowaną zbyt krótką rękę). Fra Angelico ubrał Chrystusa w białą szatę triumfu, a Caravaggio rozświetlił twarz Zbawiciela. U tego ostatniego tylko twarz Mistrza jest wyraźnie widoczna i rozpoznawalna. Zło pozostaje w cieniu (u Fra Angelico są tylko dłonie bijące Chrystusa i twarz szydersko uchylająca czapkę, plwająca. Wszystko pozbawione jest ciała). Niemniej zło ma tu konkretną twarz Judasza, całującego Mistrza i chwytającego jakby szponami ciało Jezusa. Bo „zło ma zawsze czyjąś twarz i czyjeś imię: twarz i imię mężczyzn i kobiet, którzy je dobrowolnie wybierają. (…) Zło jest tragicznym uchybieniem wobec wymogów miłości” (Jan Paweł II). To uchybienie wobec wymogów miłości, to przebywanie w ciemności. Ona pozwala Judaszom się ukryć, zatrzeć kontury człowieczeństwa. Caravaggio pokazuje także żołnierzy w czarnych zbrojach z epoki. Skrywają oni swoją twarz, jakby za pancerzem, którzy przez wieki się zmienia. Czasem są to mundury francuskich rewolucjonistów, hitlerowców, NKWDzistów, generałów PRL, dziś kitle „lekarzy” zabijających dzieci pod sercem matek. Całe to zło uderza w Jezusa i w całym obrazie tylko On, choć ma zamknięte oczy, patrzy poza obraz; patrzy na nas, na nasze czasy…
Spada Nań chłosta zbawienna dla nas. Kolor tuniki, która okala Jezusa i Judasza wskazuje na krew, ale też i na ogień miłości (dlatego używa się czerwonych szat liturgicznych we wspomnienia męczenników i w Wielki Piątek czy Zesłanie Ducha św). Ta dwoistość jest tłem tego pocałunku. Miłość, która zostaje zdradzona płaci krwią za zdrajców wszystkich czasów. A jednocześnie to kolejne zapewnienie, że On kocha nawet zdrajców i niewdzięczników. Dlatego Kościół nigdy nie ogłasza nikogo potępionym na wieki. W niebie ponoć zadziwią nas trzy rzeczy: kto tam jest, kogo tam nie ma i że sami tam jesteśmy. Więc nawet Judasz miał szansę.
„Może w ostatniej chwili, przypominając sobie to słowo i przyjęcie pocałunku, Judasz zrozumiał, że Pan go kocha i że przyjmuje go do swoich zastępów. Być może był on pierwszym Apostołem, który wszedł w towarzystwie dwóch łotrów. Pochód, który mogłoby się zdawać zdecydowanie nie przynosi chluby Synowi Bożemu, tak jak niektórzy Go postrzegają, ale który jest ogromem Jego miłosierdzia” (P. Mazzolari).
Co więcej, nawet potępieni są jakoś ścigani przez Miłość. Bo jeśli Bóg jest Miłością i potrafi tylko kochać, to potępieni są jak czarne dziury we wszechświecie. A bardziej teologicznie, jak otwarte na wieki rany po gwoździach, których Jezus się nie wstydzi i po, których uczniowie Go rozpoznali i powinni rozpoznawać. „To jest dramat piekła: Bóg nie może przyjąć do wiadomości naszego 'nie'. ” Dlatego oczy Jezusa pozostają zamknięte. On kocha zawsze i wszystkich, nawet jeśli jest to miłość daremna. „Nie jest się potępionym za to, że odmówiło się kochania, gdyż wówczas wszyscy bylibyśmy potępieni. Jest się potępionym jeżeli odrzuca się bycie kochanym”. Ile więc piekła fundujemy sobie już tu na ziemi, w rodzinach, wspólnotach, małżeństwach.
Jezus ma zamknięte oczy, bo nie ma w nim nawet idei zła. Doświadcza natomiast na sobie konsekwencji wszelkiego zła i grzechu. Ta uderzeniowa fala ciemności i Jego zamknięte oczy mówią więcej niż teologiczne traktaty. Chrystus u Caravaggia ma także splecione dłonie. To jakby dłonie jeszcze z modlitwy w Ogrójcu. Jaki jest związek tego gestu z Judaszem? To Eucharystia. Wiemy, że „po spożyciu kawałka chleba wszedł w niego szatan”. Pocałunek jest także symbolem eucharystycznym (pocałunek pokoju, znak pokoju). Sama Eucharystia była nazwana „osculum” (pocałunek). Podobna sugestię o związku z Eucharystią dają nam teksty biblijne np. J 6, 60-64 i J 6, 67-71. Znów więc w tym fałszywym pocałunku wraca motyw odmowy bycia kochanym przez Boga przez wszystkich ludzi będących na Mszach świętych, składających fałszywe pocałunki. Święty Ambroży kierował te słowa do Judasza, ale pasują one do wszystkich Judaszów: „Składasz pocałunek nie mając w sobie miłości, której jest on wyrazem, składasz pocałunek nie zważając, na zobowiązanie jakie on za sobą pociąga. Prawdziwy pocałunek nie jest bliskością ust, ale bliskością serc i umysłów”. Gandhi miał powiedzieć, że chrześcijanie są jak kamienie wrzucone do rzeki. Gdy się je wyciągnie na brzeg i rozłupie, wewnątrz okazują się suche. Można chodzić za Jezusem, co niedziela iść do kościoła a serce mieć zupełnie nie przy Bogu. Po Wieczerzy Jezus wychodzi w tę samą noc, w którą wcześniej wszedł Judasz. Eucharystia to jakby za mało. Bóg idzie głębiej w mrok, który tak mocno jest obecny u Caravaggia. Kiedy Chrystus oddawał swoje życie w Eucharystii w Wieczerniku, nie odczuwał trwogi. Kiedy wyszedł w noc, do ogrodu Getsemani, „począł się smucić i odczuwać trwogę”. Tam upada na twarz, pogrąża się w udręce. To modlitwa zmiażdżenia. Tu odczuwa cały sprzeciw wolności w grzechu. Nie tyle perspektywa bólu fizycznego powoduje agonię, ale wizja odrzucenia Daru i jego bezużyteczności. To także łączy modlitwę Ogrójca z pocałunkiem Judasza.
Czytamy bowiem po kuszeniu Jezusa na pustyni, że szatan odszedł od Jezusa „aż do czasu”. Ta noc i ciemność obrazu i tajemnica splecionych dłoni Chrystusa, to tajemnica modlitwy i kuszenia w Ogrodzie Oliwnym. Na pustyni szatan kusił Jezusa od strony Jego człowieczeństwa. Tu pokusa przychodzi w ciemności od strony bóstwa. Przez Judasza i jemu podobnych, pokazać Bogu daremność Jego ofiary. Odmowę przyjęcia Miłości. Stąd pierwsze krople krwi Zbawiciela spadają na ziemię jeszcze przed jakimkolwiek ciosem… Złożone w modlitwie dłonie i zamknięte oczy pokazują, że Miłość idzie dalej mimo ciemności, a tym bardziej w obliczu pocałunku Judasza.
Jest jeszcze uczeń, który ucieka. Znów aktualny obraz na nasze czasy. Jezus zasłania go sobą. Uczeń ucieka i w ten sposób także wydaje Mistrza. Może to chciał pokazać Caravaggio. Z jednej strony Judasz, na którym wieszamy psy za zdradę, z drugiej strony zastępy uciekających przez wieki uczniów. Tych wszystkich, którzy nie bronią Mistrza. Nie trzeba czynić zła żeby ono zwyciężyło. Zło zwycięża zawsze, gdy dobrzy ludzie milczą. Uczeń ucieka i co więcej może uciec tylko dlatego, że Jezus zasłania go plecami. Zarówno Judasz, uczeń i my jesteśmy wolni. Ten dramat wolności darowanej nam przez Boga pokazał Caravaggio po obu stronach Jezusa.
Obraz Michelangela Merisiego to kolejna medytacja o mroku i złu, ale także nadzieja oparta na Chrystusie. Zbawiciel, zanurzony w fali zła, patrzy przecież na nas.
Często tu do Ks przychodzę. Popatrzę na obrazy, poczytam, porozmyślam. I odchodzę, mam nadzieję, choć troszkę inna…
Bardzo Księdzu dziękuję!
<3 <3 <3