Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają. Albowiem ilekroć mam zabierać głos, muszę obwieszczać: „Gwałt i ruina!” Tak, słowo Pana stało się dla mnie każdego dnia zniewagą i pośmiewiskiem. I powiedziałem sobie: „Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię”. Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem.
Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie.
Jeremiaszowy fragment kłótni z Bogiem jest jednym z najbardziej przejmujących. Prorok czuje się oszukany przez Boga, który uwiódł Go i wystawił na pośmiewisko. Co więcej, użyte tu słowa świadczą o bardzo głębokim poczuciu zranienia. „Uwiodłeś mnie” (p?tâ) oznacza zasadniczo uwiedzenie dziewicy przez mężczyznę. Natomiast „ujarzmiłeś mnie” (h?zaq) idzie dalej i oznacza gwałt. To samo słowo tłumacze oddali prawidłowo w Pwt 22, 25 („Lecz jeśli mężczyzna znalazł na polu młodą kobietę zaślubioną, zadał jej gwałt i spał z nią, umrze sam mężczyzna, który z nią spał”) i 2 Sm 13, 14 („On jednak nie posłuchał jej głosu, lecz zadał jej gwałt, zbezcześcił i obcował z nią”). Uwiedzenie staje się cierpieniem. Rozdarty prorok nie może jednak nie głosić, chociaż nie rozumie, bo oto „zaczął trawić moje serce jakby ogień nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem”.Piotr także nie rozumie. Przy Mistrzu stał się znany. Po miasteczkach mówią „To ten Piotr od Jezusa”. I nagle śmierć? Nie może być! „Niech Cię Bóg broni!” I temu samemu Piotrowi, który przed chwilą został nazwany Skałą, dostają się słowa, że jest zawadą. Użyte jest tu słowo „skandalon” czyli kamień, o który można się potknąć. Skała staje się kamieniem zgorszenia. Skandal tej wypowiedzi Piotra polega na myśleniu tylko po ludzku.
„Gdybyśmy sami sobie Ciebie wymyślili
byłbyś bardziej zrozumiały i elastyczny
albo tak doskonały że obojętny
albo tak kochający że niedoskonały
jak wytworni geniusze bądź źli bądź za dobrzy
wolnomyślny i liberalny
mielibyśmy etykę z winą ale bez grzechu
życie bez śmierci
miłość bez rozpaczy
nie byłoby
kołatania z lękiem do bramy
samotnego sumienia
dyżurnego anioła stróża czasem jak niewiernego kota
dzikich pretensji: mam za dobrą opinię
o Bogu żeby w Niego uwierzyć
albo – nic nie wiem ale jestem tak smutny
jakbym wszystko już wiedział
musiałbyś się liczyć z nami i uważać na siebie
nie straszyć kiedy radość zaczyna być grzechem
spełniałbyś po kolei nasze życzenia
urodziłbyś się nie w Betlejem ale w Mądralinie
i dopiero byłbyś naprawdę niemożliwy” (x. J. Twardowski).
I tu łączy się dramat Jeremiasza z brakami Piotra. Mianowicie ten kto kocha, będzie umierał. „A tam gdzie miłość, tam podąża śmierć” śpiewał artysta. Jeśli więc Chrystus wybrał tę drogę i zalecił ją uczniom, to musiała być to droga najlepsza, co nie znaczy najprostsza. Z sytuacji człowieka najlepsza droga droga wiodła i wiedzie przez Krzyż. Dlatego wielu potknęło się o skandal krzyża.
„Każda przyjaźń jest łańcuchem wyrzeczeń na koszt przyjaciela, każda miłość jest tak naprawdę ukrytym cierpieniem, kolekcją zranień i ustępstw. Kiedy postanawia się kogoś kochać, to nieuniknioną koniecznością będzie jakieś umieranie nas samych. Można umierać na różne sposoby i są różne śmierci: śmierć z miłości, umieranie z zazdrości, z zawiści, z tęsknoty, z lęku, ze strachu, z troski, z bólu, ze szczęścia. Można umierać, ratując kogoś i umierać z tego powodu, że się nikogo nie kocha i chce się żyć kosztem innych. Umieramy fizycznie, uczuciowo, duchowo, psychicznie, intelektualnie, społecznie, w rodzinie, dla dzieci, dla męża, dla żony, z samotności. Jest śmierć sensowna i bezsensowna. Wszyscy jakoś umieramy z godziny na godzinę. Wszyscy kiedyś umrzemy fizycznie, ale zanim przyjdzie godzina agonii, każdy dzień jest jakimś umieraniem, w którym albo umieramy dla grzechu, albo umieramy w grzechu. Albo grzech zabija w nas życie wieczne, albo my zabijamy w sobie grzech. Chcąc zabić w nas grzech, musimy sięgnąć po jedyną broń, po krzyż! Krzyżem jest to, co uniemożliwia grzech. Taka postawa nierzadko sprowadza prześladowanie od ludzi albo wprost ich zabójczą zawiść. Jezus wiedział, że Jego czysta miłość, jego niezmienna wola ukochania nas i wybawienia z zakłamania i ciemnoty moralnej, doprowadzi wcześniej czy później do reakcji ludzi, którzy obawiają się, że przyznanie racji Jezusowi jest uznaniem w sobie hipokryzji i grzechu. Woleli więc zabić Jezusa, niż zabić w sobie grzech. Odtrącili krzyż, ratując kłamstwo o swej bezgrzeszności. Uniewinnili siebie, obwiniając Syna Bożego o bezbożność” (o. A. Pelanowski).(obraz: Guido ze Sieny, Chrystus ukrzyżowany, 1270, muzeum Catharijneconvent, Utrecht, Holandia)