„Vigilate et orate, ut non intretis in tentationem”. Czuwajcie i módlcie się, abyście nie weszli w pokusę. O ile czuwanie zostało omówione w tekście dotyczącym unikania okazji, o tyle modlitwa będzie treścią tego wpisu.
Wedle najprostszej definicji, modlitwa to rozmowa z Bogiem. Rozmowę podejmujemy z różnych przyczyn. Z przyzwyczajenia, z konieczności, z chęci zasięgnięcia informacji lub z przyjemności. Najchętniej rozmawiamy z tymi, których lubimy i znajdujemy z nimi wspólny język. Nic tak nie męczy jak rozmowa z przymusu, rozmowa o niczym czy rozmowa z kimś kto nas nudzi. Podobne zjawiska występują w modlitwie. Czasem modlitwa wynika z przyzwyczajenia lub z konieczności. Czasem modlitwa nas nudzi i męczy. Ostatecznie jest tak ponieważ sam Bóg jest dla nas nudny, a mówiąc precyzyjniej takie mamy o Nim wyobrażenie.
Z drugiej strony rozmowa zakłada dialog, a więc słuchanie i mówienie. „Modlitwa chrześcijanina nigdy nie jest monologiem” (św. Josémaria Escrivá de Balaguer, Droga 114). Jeśli więc tylko mówimy, a właściwie klepiemy pacierze, to są to raczej paciorkowce, zatruwające nasz duchowy organizm. I proszę mnie dobrze zrozumieć, nie mam nic przeciw pacierzowi, ale za formułami bardzo łatwo się schować. Całe życie pewnie będziemy się uczyć modlitwy Ojcze nasz, starając się co znaczy, że Bóg jest Ojcem. Stąd to należy czynić, a tamtego nie zaniedbywać. W końcu modlitwa jest jak nauka języka. Języka ojczystego uczymy się przez naśladowanie rodziców. Naszego języka ojczystego (języka nieba) uczymy się od świętych, dlatego modlitwa liturgiczna jest niezbędna. Ona nas zmienia. W tzw. modlitwie spontanicznej może się wkraść ton kłamstwa. Jeżeli bowiem ktoś modli się o pokój ducha, a akurat Bóg ściga go wyrzutami sumienia, to modlitwa taka jest kłamstwem. Jeżeli ktoś modli się o zdrowie, ale jutro dzięki temu zdrowiu poszedłby do domu publicznego, to źle się modli.
Kiedy wyłączamy element słuchania z modlitwy, jesteśmy podobni do kogoś, kto przy spotkaniu z przyjacielem bez ustanku mówi i nie da dojść do słowa drugiej stronie. „Uważaj, co mówisz i kto mówi do kogo. Szybkie klepanie, bez możliwości zastanowienia się, to tyle co pusty hałas, tłuczenie w blachę” (tenże, Droga 85).
Najprostszymi szkołami słuchania Boga są lektura Biblii i adoracja Najświętszego Sakramentu. I jak w relacjach międzyludzkich słuchanie wymaga wysiłku, tak w modlitwie słuchanie jest wielokrotnie trudniejsze. Ksiądz Pawlukiewicz użył takiego porównania, że Bóg jest jak muzyka Mozarta, a my często jesteśmy na poziomie disco polo. I stąd trudno wymagać, aby zaistniały warunki do usłyszenia Boga. Druga przyczyna jest natury nadprzyrodzonej. Ewagriusz z Pontu pisze „jeżeli chcesz troszczyć się o modlitwę, przygotuj się na ataki demonów i mężnie znoś ich ciosy. Będą bowiem nacierać na ciebie jak dzikie bestie i maltretować twoje ciało” (De oratione 91). Każdy kto próbował np. zatroszczyć się o codzienną lekturę Pisma wie, że jest to raczej walka niż przyjemny kwadrans z tekstem. Niemniej, jeśli zdecydujemy się na stałą lekturę Pisma jako formę modlitwy, to święty Ignacy Loyola daje nam pewne wskazówki.
Najpierw należy się wyciszyć i dać Bogu czas. Podczas modlitwy wstępnej ?prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu? (Ćwiczenia Duchowe, 46). Następnie wyobrażamy sobie miejsce, angażując wyobraźnię. Prosimy następnie o owoc medytacji i zaczynamy medytację angażując pamięć, rozum i wolę. I tak np. w pamięci przywołujemy tekst biblijny i obserwujemy własne poruszenia te pozytywne i te negatywne. Przy rozmowie końcowej, w dialogu z Bogiem, człowiek dzieli się tym co odkrył na medytacji, z czym się nie zgadza itd. Po skończonej medytacji św. Ignacy zachęca do podjęcia refleksji nad tym co się udało, co można jeszcze poprawić w medytacji i jakie napotkaliśmy przeszkody. Oczywiście przedstawiony schemat jest z konieczności tylko bardzo ogólnym zarysem.
Drugą z metod słuchania Boga jest adoracja. Jest to bodaj najtrudniejsza modlitwa ponieważ jest ona zupełnie jałowa. Przez adoracje mam na myśli bycie przed wystawionym Najświętszym Sakramentem i tyle. Żadnego rozważania, żadnej muzyki, żadnego różańca. Patrzenie na Jezusa eucharystycznego po kwadransie zacznie wielu wyrzucać z kościoła. Jedni nagle zaczną odczuwać bóle pleców, inni rozpraszać się myśląc o wszystkim tylko nie o Jezusie, a jeszcze inni przejrzą w myślach najbardziej obrzydliwe obrazy, z którymi się zetknęli. I to się musi wylać przed Bogiem. Tacy też jesteśmy. Wspominany już Ewagriusz pisał o tym tak „ilekroć demony wiedzą, że jesteś gotów modlić się naprawdę gorliwie, podsuwają ci myśli o różnych niby koniecznych rzeczach i co chwilę przypominają o nich, poruszając umysł tak, aby ich szukał. Kiedy zaś umysł staje do modlitwy, przywołują mu w pamięci te poszukiwane i wspomniane sprawy, aby rozproszony pragnieniem ich poznania utracił owocną modlitwę”. I bywa tak, że doznając jakiegoś olśnienia na modlitwie, tak naprawdę idziemy za podpowiedziami złego ducha.
Nikt nie jest mistrzem modlitwy i tę sztukę będziemy ćwiczyli do końca życia. Ważnym jest, aby się zacząć modlić i w modlitwie nie ustawać. Apostołowie prosili Pana, aby nauczył ich modlić się. Święty Paweł pociesza nas „także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Jak pisałem, ważnym jest, aby zacząć dialog z Przyjacielem.
„Mówisz, że nie umiesz się modlić? Stań przed obliczem Boga, a gdy wymówisz te słowa 'Panie, nie umiem się modlić!' – bądź pewny, że już zacząłeś się modlić. Piszesz do mnie: 'Modlić się, to rozmawiać z Bogiem. Ale o czym?'
– O czym? O Nim, o tobie. O twoich radościach i smutkach, zdobyczach i niepowodzeniach, o szlachetnych ambicjach i codziennych kłopotach. O twoich słabościach i prośbach o łaskę, o Miłość i skruchę. Jednym słowem: poznać Boga i poznać siebie – zaprzyjaźnić się” (Droga 90, 91).
„Dusza zbroi się przez modlitwę do walki wszelakiej. W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swą piękność; modlić się musi dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej; modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę” (św. s. Faustyna, Dzienniczek 146).
„Pan Bóg nie mierzy modlitwy na metry i jej wartość wcale nie zależy od ilości odmawianych różańców czy koronek. Istotę modlitwy stanowi wzniesienie myśli i duszy do Boga” (św. o. Maksymilian Maria Kolbe).
Dla pogłębienia tematu:
o. Tomasz Kwiecień OP, Pochwała ciała. Liturgia i człowieczeństwo. A także w szerszym kontekście płyta z nagraniem konferencji dziś już byłego dominikanina pt. Eucharystia i życie, wydawnictwo Salwator.
A dla spragnionych mocnego uderzenia, rekolekcje ignacjańskie (fundament, tygodnie I, II, III, IV, synteza). Wszelkie możliwe informacje, miejsca i terminy pod adresem:
http://www.rekolekcje.jezuici.pl/
Pan Bóg zna wszystkie formułki modlitw 🙂 . Chce, żebyśmy powiedzieli Mu coś od siebie. Od serca. Czeka na to.
Przepraszam, że znowu napiszę o sobie, ale o sobie pisać najłatwiej. Dla mnie modlitwa to spotkanie z Ukochanym, wpatrywanie się w ikonę lub obraz i czekanie w ciszy i skupieniu na Jego słowo, na poruszenia serca. Nie mam możliwości (a jeśli już to rzadko) adoracji Najświętszego Sakramentu. A jeśli mam to się w Niego patrzę, wpatruję. W ciszy.
Modlitwa to zaszczyt. Zaszczyt, nie przymus czy konieczność.