Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.
Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”
Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: ?Ja jestem? oraz: ?nadszedł czas?. Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać; ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.
Żydzi byli dumni ze swojej świątyni. Bóg wybrał to miejsce na ziemi, mieszkał tam i odbierał chwałę. Przyozdobiono więc świątynię, aby była choćby słabym odbiciem piękna Boga. Chrystus zapowiada, że z tego miejsca nie zostanie kamień na kamieniu. I tak się rzeczywiście stało. Do dziś żydzi mogą tylko płakać przy resztce zachowanej ściany dawnej świątyni.
Kiedy przyjdzie dzień sądu staniemy przed Bogiem nadzy. Bez przyozdobienia, tytułów, religijności. Zostanie tylko to, co prawdziwe na dnie serca. Świątynia została zburzona, nie ma już proroków, a żydzi nadal czekają na Mesjasza. Ich oczy nadal są na uwięzi, a zasłona spoczywa na ich sercu. Trzęsienia ziemi i wszystkie opisane powyżej wydarzenia, mają już tu odsłaniać serce.
Pochylone drzewo, gdy się je ścina upada zawsze na stronę, w którą było pochylone. Sąd Boży, ten po śmierci i ten ostateczny, zetnie nas i upadniemy po stronie pochylenia naszego serca. Możemy obserwować to pochylenie serca. W rachunku sumienia pytając siebie czy tak naprawdę nie zazdrościmy grzesznikom lub ateistom. Przecież oni nie muszą się przejmować tyloma nakazami. Jest im łatwiej, bo mogą zmieniać partnerów, stosować antykoncepcje, nie muszą się spowiadać itd. itp. To przechył serca; patrzymy ku Bogu i świętości, ale pochyleni jesteśmy ku grzechowi. Możemy też tę właściwość serca obserwować w spontanicznych odruchach. Gdy zaskakuje nas niespodziewana sytuacja, reagujemy zgodnie z owym pochyleniem serca. To także materiał na rachunek sumienia; przyjrzeć się takim odruchom. Pewien ksiądz zaprzyjaźnił się z pobożną kobietą z parafii i z czasem, przed zaśnięciem, wysyłał jej smsa z życzeniami dobrej nocy. Nie było w tym nic złego czy grzesznego, ale jego spowiednik zwrócił mu uwagę, pytając czemu to robi. Ten odruch, zwyczaj był nachyleniem serca, który mówił, że czegoś mu brakuje. Widać to nachylenie także w reakcjach obronnych jakie stosujemy. Zasłaniamy się pieniędzmi, tytułami, wykształceniem, przelotnymi romansami, obsesjami, ubóstwionymi talentami. A staniemy przed Bogiem nadzy, wszystko to zostanie zburzone i nie zostanie kamień na kamieniu. Dlatego już tu i teraz zdarzają się trzęsienia ziemi, które odsłaniają prawdę. Jeśli boli nas to, że ktoś odbiera nam coś z powyższego ozdobienia (niszczy nam naszą zasłonę), to znak pochylenia serca. Pamiętam, gdy bylem klerykiem i na dzisiejszym palcu Piłsudskiego była jakaś wielka uroczystość oraz Msza święta. Byłem w zakrystii, na tyłach i zapytałem jednego z dowodzących księży, czy ktoś przyjdzie do nas z komunią świętą. Na co oburzył się inny ksiądz i bardzo ostro uczynił mi uwagę i wykład, że powinienem w pytaniu użyć formuły „księże profesorze” (rzeczywiście zapytany przeze mnie ksiądz był wykładowcą seminarium). Niby nic, ale pokazuje, że system obronny został naruszony i nastąpiła reakcja zwrotna. Serce potrafi patrzeć na sprawy Boże, ale być przechylone w stronę grzechu; śmierć i sąd odsłaniają prawdę, tak, że wieczność jest konsekwencją owego pochylenia.