Jezus powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca”.
Niedziela dobrego Pasterza. W wielu parafiach miały miejsce niedziele powołaniowe. I chyba trzeba się coraz bardziej nagimnastykować, żeby kogoś zachęcić do bycia księdzem, bo obraz księdza jaki jest każdy widzi. Czasem sami księża są antyreklamą powołania. Pewnie jak patrzeć na apostołów z kart Ewangelii, to też przykład nie wydaje się zachęcający. Ostatni rocznik Kościoła za lata 2011-2013 odnotował 10% spadek powołań kapłańskich. Ale to nie powinno nas dziś bardzo interesować, ponieważ tracimy w ten sposób z oczu jedynego i prawdziwego, dobrego Pasterza. Ewangelia pokazuje nam kim On jest. I ten obraz jest bardzo daleki od cukierkowych wyobrażeń z pobożnych obrazków.
Pasterz to ktoś, kogo terenem działalności jest pastwisko. Owo pastwisko (hebr. migresz) pochodzi od rdzenia oznaczającego wyrzucać, wypędzać, wygnać. Można powiedzieć, że pastwisko to miejsce wyrzuconych, wypędzonych i wygnanych. Można dusz – pasterzować w bezpiecznych warunkach. Co niedziela kościoły w Polsce są pełne. Są grupy parafialne i mnóstwo spowiedzi przed świętami. To dużo pracy i satysfakcji. Daje to także pewne niebezpieczne złudzenie troski. Złudzenie to się kończy kiedy popatrzymy na liczby. Przy bardzo optymistycznym założeniu, w niedzielę na Mszach świętych jest 25% parafian. Oznacza to, że 75% jest poza łaską. Dobry Pasterz idzie na pastwiska wygnanych i odrzuconych. Więcej, On oddaje (dosłownie „kładzie swoje życie”) za te nic nie warte owce. On nie umiera, On oddaje życie. Umrzeć bowiem oznacza być pozbawionym życia. Oddać (położyć) swoje życie można tylko za kogoś. On musi przyprowadzić owce. Te, które są daleko i paszą się na pastwiskach, które nie dają im Życia. To czasem boli, że nie potrafię znaleźć tych owiec. Czasem zaś powinno mnie boleć to, że mnie to nie boli. Was, czytających te słowa, świeckich też to powinno boleć. Przecież to nasi bracia i siostry, więc skoro mówimy „Ojcze nasz”, to jesteśmy za siebie odpowiedzialni przede wszystkim w perspektywie wiecznej. Pewnie nie ma prostych recept, bo i Chrystus nie wszystkich nawrócił. Święty Dominik płakał przed Bogiem, pytając „Panie, co będzie z grzesznikami?” My mówimy, że takie czasy, że wolność, że nie można narzucać.
Na koniec słowa bł. Jerzego Matulewicza z jego „dziennika duchowego”: „Czyż nie powinniśmy iść tam, gdzie można jak najwięcej zyskać dla Boga, gdzie można jak najwięcej dusz zbawić, to jest tam, gdzie największe bezbożnictwo, zepsucie, obojętność w wierze, oddalenie do Kościoła? Czyż nie powinniśmy usiłować wszędzie się przedostać, wcisnąć, gdzie tylko można coś dla Chrystusa i Kościoła? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne, aby wpuścić światło. (…) Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony (…). Niech mnie potem rzucą gdziekolwiek, jak tę brudną, zużytą ścierkę. Daj, abym został wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się, bylem się przyczynił do wzrostu i umocnienia Twojego Kościoła. Dozwól mi, abym mógł pracować i cierpieć dla Ciebie i Twojego świętego Kościoła, i jego widzialnej głowy – Ojca świętego. (…) Jednego tylko się lękajmy: aby nie umrzeć, nie skosztowawszy cierpień, ucisków i trudów dla Kościoła, dla zbawienia dusz, dla rozszerzenia chwały Bożej”.
Pasterz to ktoś, kogo terenem działalności jest pastwisko. Owo pastwisko (hebr. migresz) pochodzi od rdzenia oznaczającego wyrzucać, wypędzać, wygnać. Można powiedzieć, że pastwisko to miejsce wyrzuconych, wypędzonych i wygnanych. Można dusz – pasterzować w bezpiecznych warunkach. Co niedziela kościoły w Polsce są pełne. Są grupy parafialne i mnóstwo spowiedzi przed świętami. To dużo pracy i satysfakcji. Daje to także pewne niebezpieczne złudzenie troski. Złudzenie to się kończy kiedy popatrzymy na liczby. Przy bardzo optymistycznym założeniu, w niedzielę na Mszach świętych jest 25% parafian. Oznacza to, że 75% jest poza łaską. Dobry Pasterz idzie na pastwiska wygnanych i odrzuconych. Więcej, On oddaje (dosłownie „kładzie swoje życie”) za te nic nie warte owce. On nie umiera, On oddaje życie. Umrzeć bowiem oznacza być pozbawionym życia. Oddać (położyć) swoje życie można tylko za kogoś. On musi przyprowadzić owce. Te, które są daleko i paszą się na pastwiskach, które nie dają im Życia. To czasem boli, że nie potrafię znaleźć tych owiec. Czasem zaś powinno mnie boleć to, że mnie to nie boli. Was, czytających te słowa, świeckich też to powinno boleć. Przecież to nasi bracia i siostry, więc skoro mówimy „Ojcze nasz”, to jesteśmy za siebie odpowiedzialni przede wszystkim w perspektywie wiecznej. Pewnie nie ma prostych recept, bo i Chrystus nie wszystkich nawrócił. Święty Dominik płakał przed Bogiem, pytając „Panie, co będzie z grzesznikami?” My mówimy, że takie czasy, że wolność, że nie można narzucać.
Na koniec słowa bł. Jerzego Matulewicza z jego „dziennika duchowego”: „Czyż nie powinniśmy iść tam, gdzie można jak najwięcej zyskać dla Boga, gdzie można jak najwięcej dusz zbawić, to jest tam, gdzie największe bezbożnictwo, zepsucie, obojętność w wierze, oddalenie do Kościoła? Czyż nie powinniśmy usiłować wszędzie się przedostać, wcisnąć, gdzie tylko można coś dla Chrystusa i Kościoła? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne, aby wpuścić światło. (…) Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony (…). Niech mnie potem rzucą gdziekolwiek, jak tę brudną, zużytą ścierkę. Daj, abym został wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się, bylem się przyczynił do wzrostu i umocnienia Twojego Kościoła. Dozwól mi, abym mógł pracować i cierpieć dla Ciebie i Twojego świętego Kościoła, i jego widzialnej głowy – Ojca świętego. (…) Jednego tylko się lękajmy: aby nie umrzeć, nie skosztowawszy cierpień, ucisków i trudów dla Kościoła, dla zbawienia dusz, dla rozszerzenia chwały Bożej”.
Lata 90-te, początki transformacji ustrojowej, zmiany w systemie wartości Polaków i wielkie zagubienie tych, którzy chcieli pogodzić wpojoną moralność z nową rzeczywistością. Zwykle pozostali osamotnieni. Duszpasterze nie zauważyli, że odtąd ich trzoda boryka się z niepewnością jutra, brakiem środków do życia i w związku z kształtowaniem kapitalistycznego światopoglądu, koniecznością dokonywania nieznanych wyborów moralnych. Kazania dla wiernych, niezmienione od lat, uświetnianie świeckich uroczystości, nawoływanie do uczestnictwa w wyborach w miejsce duchowej pomocy. Tego nie da się naprawić od ręki, w czasie trwania propagandowej walki z Kościołem i nowego świecko-katolickiego pontyfikatu, nadzwyczajnego, niezrozumiałego dla niektórych Synodu o rodzinie, w którym typowych trudności w typowej katolickiej rodzinie się nie porusza.
Wiarę przekazują dziecku rodzice,dziadkowie, czyli rodzina, której nie zastąpi żadna instytucja,a nawet Kościół. Dlatego Kościół powinien walczyć o takie stosunki społeczne, gdzie dziecko jak najdłużej obcuje z rodzicami i dziadkami. Dzisiejsze jedyne kryterium pazernego kapitalizmu, jakim jest zysk, jest zaprzeczeniem rodziny.Matka i ojciec są tam, gdzie jest praca, a nie tam gdzie sa dzieci. Dziadkowie są w Domach Pomocy,albo opuszczeni i samotni. Całe roje psychologów usiłują udowodnic, ze do wychowania dziecka najlepiej nadaja sie instytucje. W CCCP praktykowano to od dawna i 70% małżeństw jest rozbitych. Im więcej oswajania z seksem w szkole, tym więcej zboczonych zachowań i dziecięcych tragedii. Sądzę, że walka z Kościołem w Polsce, była dużo większa w słusznie minionych czasach, a dziś wszyscy troszku obrośliśmy w tłuszcz, wygodnictwo, zwalanie na innych, i mówienie, ze takie dziś czasy. Ciekawe, czy ojciec,matka i dziadkowie spowiadają sie z tego, że ich pociechy żyją ze sobą bez ślubu, bez żadnych reguł. A reguły nawet w świecie zwierzęcym obowiązują. To nie są żale do Pana Boga, tylko do ludzi, którzy z racji swojego powołania rodzicielskiego czy kapłańskiego, są za to odpowiedzialni. Szczęść Boże.