Izraelici wyprodukowali sobie bożka. Nie zrobili tego ponieważ chcieli zapomnieć o jedynym Bogu. Zapomnieć się nie dało, bo „przed chwilą” ten Bóg ich wyprowadził z Egiptu, rozdzielił morze, wyprowadził wodę ze skały itd. Oni chcieli mieć boga na swoją miarę.
Jak w średniowiecznej sumie istnieje w dzisiejszych czytaniach sed contra (lecz przeciw temu). Oto Jezus opowiada trzy przypowieści; o drachmie, o owcy, o synu (synach). Trzy przypowieści o jednym mianowniku. Owym „sed contra” jest skala miłosierdzia. Kobieta robi zamieszanie z powodu pieniążka (i gdyby policzyć koszt zaproszenia przyjaciółek plus koszty pracy, to suma jest znacznie większa niż wartość zagubionej drachmy). Pasterz zostawia 99 owiec i szuka jednej a potem przyjmuje ją znów do stada (pomijając fakt zostawienia 99 owiec, trzeba przyjąć, że taka zagubiona owca powróciwszy do stada z dużym prawdopodobieństwem będzie chciała oderwać koleżanki i pokazać im inne pastwiska, więc nawet, gdy się taką znalazło, to powinna skończyć jako kolacja dla pasterza). Jest i syn (młodszy i starszy). Jeden odchodzi, drugi zostaje chociaż już dawno odszedł. Gdy młodszy wraca, ojciec przywraca mu miejsce i godność ku oburzeniu starszego.
Lata wałkowania tej Ewangelii sprawiły, że wiemy kto jest kim. Wiemy, że możemy być tym młodszym a zazwyczaj jesteśmy tym starszym.
Skąd to przypuszczenie?
Jeden z byłych polityków SLD cierpi na bardzo poważną chorobę. Media opisały, że się nawrócił. A jak się przejrzy niektóre komentarze pod tymi artykułami, to ręce opadają. Izraelici chcieli wyprodukować sobie boga na własną miarę i jak widać do dziś niektórym nie przeszło to pragnienie.
Inna sytuacja. Katolicki internet zawrzał z powodu akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”. Inicjatorzy chcą być mądrzejsi od ojca z dzisiejszej przypowieści i wybiegają ku środowisku homoseksualistów. Jakby dobrze przeczytali ten tekst, to może zauważyliby, że ojciec wypatrywał syna, ale do chlewu za nim nie biegł (i nie bez powodu tak postąpił). Wszyscy, którzy są gorliwszymi obrońcami wiary niż św. Atanazy, mówią, że to wszystko sprawka homolobby, atak na Kościół i trzeba się głębiej schować w Okopach św. Trójcy. Są w końcu i tacy, którzy żyją sobie spokojnie w chlewiku, na polu złego i dopóki jakiś głód nie dotrze do pewnej części ich ciała, to się z niego nie ruszą.
Tym bardziej trzeba przyjrzeć się ojcu z tej przypowieści. W znakomitym artykule „Gdy trudno kochać…” ks. Dziewiecki pisze tak:
„Zwykle nie wiemy, jak postępować wobec tych, którzy drastycznie krzywdzą samych siebie, popadając w ciężkie grzechy, uzależnienia, niszczące więzi. Nie mamy pomysłu na to, jak pomóc błądzącemu i w jaki sposób okazywać mu miłość. Trudno jest kochać kogoś, kto nie kocha nawet samego siebie. Większość bliskich popada wtedy w skrajności. U jednych zwycięża rozżalenie, gniew, nienawiść wobec błądzącego. Wycofują oni miłość i przekreślają tego, kto odszedł. Nawet gdyby któregoś dnia błądzący nawrócił się, to nie ma do kogo wrócić. Inni usprawiedliwiają błądzącego za wszelką cenę i stają się wobec niego skrajnie naiwni. Wymyślają tysiące okoliczności ?łagodzących?. Czynią wszystko, aby błądzący nie cierpiał. Budują mu komfort trwania w grzechu i dręczenia samego siebie. Ojciec z przypowieści nie wpada w żadną z tych skrajności. Nie przekreśla błądzącego. Wysyła mu znaki miłości. Wychodzi na drogę. Czeka. Daje znaki, że syn nadal jest środkiem jego serca. Jednak nie czyni niczego więcej. Nie kieruje się uczuciami. Nie idzie do syna. Nie posyła mu paczek ani pieniędzy”.
To prawda, ci którzy odchodzą z domu Ojca, trwonią majątek i umierają (ciekawe, że ojciec o żyjącym biologicznie synu powiedział „ten brat twój był umarły, a znów ożył”). Syn wraca, ponieważ jest głodny (żadnej nie ma tu szlachetniej pobudki a jednak to wystarcza, aby ojciec go przyjął). Bóg dostrzega nawet mikroskopijne dobro w człowieku. „(…) Bóg i cały świat wiekuistego dobra więcej troszczą się o znalezienie dobra utraconego niż o posiadanie. (…) Kiedy bowiem ludzie o wąskim i płytkim spojrzeniu gotowi są jedynie potępiać, nie zauważając wielkości powstającej lub też już istniejącej w grzeszniku, Chrystus odkrywa w błocie niemoralności klejnot, który jedynie trzeba oczyścić, by mógł świecić pełnym blaskiem” (ks. W. Granat). Co z tego, że powiesz człowiekowi samą prawdę, jeśli nie pokażesz mu drogi? Wielu z czytelników tego tekstu wychodząc dziś z kościoła spotka żebraka siedzącego przy drzwiach. Wyobraźcie sobie, że pochylacie się nad nim i mówicie: „Jesteś biedny i śmierdzisz”. I odchodzicie. Powiecie mu prawdę. Tylko co za wartość będzie miał ten czyn? Nawet, jeśli ten człowiek przyjmie wasze słowa, to ani o krok nie zmieni to jego życia. „Miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (w tym kontekście warto przeczytać cały fragment Jk 2).
„Sed contra” to skala miłosierdzia. Dla jednej drachmy, dla jednej owcy, dla każdego z synów ta miara przekracza nasze pojęcia. Ktoś powiedział, że brak wiary w Boga nie sprowadza się do tego, że boskie zasady moralne są tak wyśrubowane. Wielu (z pobożnymi katolikami włącznie) nie może uwierzyć w Boga, ponieważ jest On aż tak dobry („dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych”). Miłosierdzie polega także na tym, że niezależnie jak głęboko siedzisz w gnoju, to Bóg nie boi się zanurzyć w tym rąk, żeby cię wyciągnąć. A jak już wyciągnie, nie brzydzi się tobą i nigdy cię nie poniży w związku z twoim stanem (ojciec z przypowieści nie pozwolił synowi wyrecytować do końca przygotowanej formułki i przerwał mu akurat w tym miejscu, gdzie syn powiedział prawdę o sobie; sprawdźcie sami czego ojciec nie pozwolił powiedzieć synowi).
„Sed contra” to miara miłosierdzia, które obejmuje nawet potępionych. „Nie jest się potępionym za to, że odmówiło się kochania, gdyż wówczas wszyscy bylibyśmy potępieni. Jest się potępionym, jeżeli odrzuca się bycie kochanym” (J.-M. Garrigues). Jeśli Bóg by nie kochał potępionych, to zaprzeczyłby samemu sobie. Skoro więc nawet potępieni są ścigani przez Miłość, to nikt z nas nie powinien przyjmować postawy starszego syna. „Jezus nie prosi, żebyśmy przyszli uklęknąć razem z Nim w Getsemani, by Mu powiedzieć: „Spójrz, Panie, inni Cie nie kochają, ale ja Ci towarzyszę; pociesz się w moim sercu, znajdź w mym sercu kamień, o który mógłbyś oprzeć głowę”. Jest właśnie całkowicie odwrotnie! Wchodzimy do celi Getsemani, jak św. Katarzyna ze Sieny, ośmielając się prosić Boga o wszystko dla zbawienia grzeszników; ośmielając się obejmować wszystkie odmowy, które wydają się nam niepokonalne, sytuacje, które wydają się najbardziej beznadziejne” (tenże).
Garrigues M. J., Bóg, w którym nie ma idei zła. Wolność człowieka w sercu Boga, Poznań 1996.
Granat W., [red.] Ewangelia miłosierdzia, Poznań – Warszawa 1970.