
Jezus przeprawił się na drugi brzeg. To wyprawa po człowieka. Po człowieka, który jest zniewolony, przykuty; zewnetrznie i wewnętrznie, który mieszka w przeklętej ziemi pogan. Taka jest miłość Boga do człowieka dotkniętego wewnętrznym umieraniem. Bóg przychodzi gdy człowiek już nie potrafi sam sobie pomóc, w całkowitej bezradności. Ludzie zniewalali opętanego, bali się go. On rozrywał łańcuchy, ale z własnym sercem nie potrafił sobie poradzić. Opętany krzyczał. To krzyk utraconej wolności, godności. Ludzie bali się tego krzyku. A Bóg usłyszał: „Ratuj mnie!”. Kiedy nie widać sensu, kiedy już nie ma siły, kiedy po prostu się nie chce. Bóg przeprawia się na drugi brzeg. Krzyk udręczenia, śmierci, samotności przyzywa Boga. Nieczysty jest tam gdzie cuchnie; „mieszkał w grobach”. Popychany przez swój stan by zobaczyć to, co się w nim rozkłada. Nieczystość grzebiąca życie, sens. Nawet ten rozkład i rozpacz nie były silniejsze niż pragnienie Boga; opętany wybiegł Bogu naprzeciw. To nasza część drogi, którą musimy przejść by spotkać Boga przybijającego do brzegów naszej duszy. „Czego chcesz od nas Jezusie?” Nie wiesz czego Jezus od ciebie chce? I jeszcze jedno: „Nie dręcz mnie”. Bóg może stać się udręką. Przypomina przecież pierwotne powołanie i ostateczne przeznaczenie. Więc czego chcesz ode mnie Jezusie?
Czego chcesz ode mnie Jezusie?
Żebym wziął swój krzyż ?
Nie chcę.
Żebym Cię pokochał ?
Sam siebie nie potrafię.
Nie dręcz mnie.
No, chyba że mnie powołasz.