
Dwóch ludzi przyszło do świątyni. Obu nosimy w sobie. Przestrzeganie przykazań, post, jałmużna. Piękna postawa, właściwie nie ma nic do zarzucenia, ale słychać jakąś fałszywą nutę, jakąś niespójność. wystarczy bowiem szczegół by skompromitować całość. Pęknięcie ujawniające kruchość całości. W nas osobach pobożnych wszystko jest w porządku, ale czasem jest jakiś gest, ton głosu, słowo. Coś co sprawia, że pseudocnoty wydzielają fetor. Faryzeusz miał taki odrażający oddech, źle trawił religię. Chlubi się że zna Boga, ale Bóg nie znosi jego oddechu. To cnoty faryzejskie, z których wydziela się fetor podejrzliwości, pychy, pogardy. Celnik natomiast nie jest może wzorem uczciwości. Nie oddaje tego co zabrał, nie zwraca poczwórnie jak Zacheusz. Jest jednak pewien szczegół. Gest i spojrzenie. Bił się w pierś i nie śmiał oczu wznieść. Modlitwa dosięga wysoko, bo wypływa z niskości. Tu tkwi błąd faryzeusza. Owa pewność, że dojdzie do Boga po szczytach własnej doskonałości, swych zasług. Jego modlitwa nie osiąga lekkości, on patrzy wciąż w siebie, jest ciężki własną doskonałością. Nie potrzebuje Boga, raczej to Bóg potrzebuje jego. Jeśli liczysz tylko na własne siły, szukasz uspokajających podpórek to Bóg nie jest zainteresowany twoją sprawą. Jeśli wchodzisz wysoko, to Bóg cię nie zobaczy. Tajemnica modlitwy celnika polega na tym, że stanął przed Bogiem bezbronny, zapomniany i modlił się z niskości. (z notatek rekolekcji prywatnych)